Obserwuj wątek
W roku 1988 ruszył projekt, żeby określić wiek Całunu metodą węgla C14. Kustosz relikwii arcybiskup Anastazio Ballestrero chętnie zgodził się na eksperyment, zdawało się bowiem, że badanie radiowęglowe potwierdzi oczekiwania wiernych. Tak przynajmniej sądzili duchowni zapominając, że dane historyczne dotyczące Całunu jednoznacznie wskazywały na średniowiecze, a nie czasy rzymskie.
Odpowiedź:
Wcale nie wskazywały „jednoznacznie” na średniowiecze, co było wyżej omawiane. I również nie można powiedzieć że strona kościelna była aż tak entuzjastycznie nastawiona do datowania radiowęglowego Całunu. Wprost przeciwnie –to specjaliści od datowania radiowęglowego pchali się drzwiami i oknami by datować Całun, i zapewnić sobie w ten sposób reklamę. Posunęli się nawet do tego, że zafundowali całe datowanie za friko –normalnie trzeba za nie słono bulić (business is business).[97] Parafrazując Wergiliusza chciałoby się rzec: Timeo carbonumque combussoribus et dona ferentes –strzeż się węglarzy przynoszących dary.
Pobrane z tkaniny próbki zostały przesłane do trzech uznanych za najlepsze laboratoriów w Arizonie, Oksfordzie i Zurychu.
Odpowiedź:
Do uznanych za najlepsze, Żuk powiada. A może raczej do tych co wygrały wyścig szczurów? Bo po badaniach STURP-u z 1978 roku, kiedy zastanawiano się co dalej i rozważano dalsze badania, w tym i datowanie radiowęglowe (jedyną wówczas metodę która bezpośrednio potrafiłaby określić wiek Całunu), od razu zaczęła się walka pod dywanem, kto dorwie się do płótna. Wszystkie chwyty dozwolone! Zwycięscy zdobędą sławę i rozgłos, przegrani zostaną z niczym.[98]
W 1984 roku STURP przedstawił projekt dalszych badań nad Całunem Turyńskim. Zakładał on przeprowadzenie 26 badań, w tym datowanie radiowęglowe. Próbki miały być pobrane w sześciu rożnych miejscach, starannie przebadane pod kątem właściwości fizyczno-chemicznych i wysłane do współpracujących laboratoriów radiowęglowych. Te jednak mają jednak inne zamiary. Zaczyna się fala insynuacji wobec „fanatycznych wyznawców” ze STURP-u. Na czele karbonistów, starających się za wszelką cenę odsunąć STURP od badań, stoi Amerykanin, Harry E. Gove, dyrektor laboratorium w Rochester, i jeden z wynalazców stosowanej wówczas dopiero od kilku lat ( i wciąż wymagającej doskonalenia) metody datowania radiowęglowego za pomocą spektrometrii masowej (AMS). W metodzie tej próbkę przemienia się w gaz, a następnie jonizuje się i przyspiesza w akceleratorze cyklotronowym. Pole magnetyczne w jego wnętrzu zakrzywia tor naładowanych cząstek, za pomocą siły Lorenza. Jak wie każdy, kto uczył się fizyki w szkole średniej, siła ta jest prostopadła do kierunku pola magnetycznego i wektora prędkości naładowanej cząstki. Cząstki naładowane puszczone prostopadle do pola, będą się zatem poruszać po okręgu. Promień tego okręgu zależy od stosunku ładunku cząstki do jej masy. I w tym jest cały sekret tej metody, jako ze poszczególne izotopy danego pierwiastka mają ten stosunek różny, metoda ta rozdziela izotopy na poszczególne wiązki, i pozwala praktycznie zliczać poszczególne atomy węgla C-14 w próbce. Dotychczas stosowana metoda liczników scyntylacyjnych zliczała jedynie rozpadające się atomy węgla C-14. Oznacza to ze jeśli w przypadku metody liczników potrzeba było próbek rzędu gramów, do przy AMS wystarczą miligramy. Dlatego też dopiero opracowanie AMS sprawiło że zaczęto na poważnie rozważać datowanie radiowęglowe Całunu.
Gove i jego ferajna rozpoczyna kampanię lobbowania na rzecz jak najszybszego datowania radiowęglowego Całunu, i odsunięcia STURP-u od badań. Gościem „od brudnej roboty” był anglikański duchowny David Sox, który w 1981 roku skumplował się ze wspomnianym dalej u Żuka McCrone’m i przeszedł do obozu przeciwników autentyczności Całunu. Sox zaczyna rozpowszechniać oszczerstwa wobec STURP-u. Gove natomiast pozyskał sobie ważnego sojusznika: przewodniczącego Papieskiej Akademii Nauk, Carlosa Chagasa, oraz jego sekretarza Vitttorio Canuto. Na drodze planów Gove-a była jednak przeszkoda, w osobie profesora Luigiego Gonelli z Politechniki Turyńskiej, doradcy naukowego arcybiskupa Turynu (będącego kustoszem Całunu, w imieniu papieża Jana Pawła II, któremu w 1983 roku zapisał Całun wygnany ostatni monarcha włoski, Umberto II), kardynała Anastasio Ballestrero. Gonella sprzyjał raczej planom STURP-u niż karbonistów, toteż Gove zaczął z nim bezpardonową zakulisową wojnę, kwestionując jego autorytet i kwalifikacje. Ten nie pozostawał mu dłużny, w poufnym liście do Chagasa, który kilka lat później opublikuje Sox oskarża Gove’a, że ten swoją grą próbuje wycyganić fundusze na swoje projekty od National Science Foundation.
W 1985 roku kartel radiowęglowy zawiązał porozumienie, zwane protokołem z Trondheim. Zaproponowano w nim że 6 laboratoriów przeprowadzi datowanie próbek z Całunu, oraz próbek z dwóch innych kontrolnych artefaktów, dostarczonych przez British Museum, które miało być jednocześnie gwarantem badań. Rolę STURP-u ograniczono jedynie do pobrania próbek. Ale ponieważ dla niektórych i tego było za wiele, rok później zmienili ustalenia na spotkaniu w Turynie. Nowy protokół turyński zakładał udział siedmiu laboratoriów (Brookhaven, Tuscon, Rochester, Harwell, Oxford, Zurych, Gif-sur-Yvette), koordynatorami miałyby być British Museum, Papieska Akademia Nauk i Instytut Metrologii w Turynie. Próbki miała pobrać światowej sławy ekspert od konserwacji tkanin Metchilde Flury-Lemberg. Dla STURP-u miejsce się nie znalazło… Jak chce robić sobie badania radiowęglowe, to niech słono buli (STURP był zupełnie niezależnym przedsięwzięciem, utrzymującym się ze składek). Karboniści stawiają warunek: albo STURP, albo my. A jak nie my, to znaczy że Kościół boi się nauki, i nie chce poddać Całunu „nieomylnemu” badaniu zawartości węgla C-14. Zaś po przełomowych badaniach z 1978 roku, Kościół nie może sobie ot tak odpuścić kolejnych, nie wydając na nie zgody i trzymając po prostu naukowców z dala od płótna.
Gonella próbuje rozegrać rywalizację miedzy poszczególnymi laboratoriami. Upiera się żeby próbka pobrana z laboratorium była jak najmniejsza. 27 kwietnia 1987 roku „La Stampa” informuje że rozważane jest zmniejszenie liczby laboratoriów do dwóch lub trzech. Pytanie: które? Harwell i Brookhaven stosują liczniki scyntylacyjne, Zurych na teście w 1986 roku schrzanił datowanie o 1000 lat… 10 października 1987 roku ogłoszono wybór: Oxford, Tuscon w Arizonie i Zurych. Zaproponowanej przez Chagasa Metchilde Flury-Lemberg nie potrzebujemy. Całe przedsięwzięcie ma koordynować dr Michael Tite z British Museum. W ten sposób udało się Gonelli wykopać Gove’a z projektu. Ale kumple od radiowęgla nie zostawią go na lodzie…
Po tej decyzji od razu płacz Gove’a i laboratoriów. Nagle się okazało, że „niezawodna” metoda datowania radiowęglowego nie jest wcale aż tak „niezawodna”. Rzym i Turyn zostały zasypane listami protestacyjnymi ze strony laboratoriów, ostrzegającymi że całe przedsięwzięcie może skończyć się katastrofą. Gove stwierdził że samo tylko Harwell ma więcej doświadczenia w datowaniu niż trzy wybrane laboratoria razem wzięte. Gonella odpiera, jak wam się nie podoba, to całe datowanie można powierzyć włoskim laboratoriom w Pizie i Udine. Powściągnęło to trochę zapędy kartelu radiowęglowego, ale w międzyczasie w mediach zaczęły pojawiać się artykuły insynuujące że będący w posiadaniu Całunu „kościelni” mogą w jakiś sposób podmienić próbki, lub w inny sposób sfałszować badania. Tite nie kontestuje tego typu szemrań, lecz wykorzystuje je by podbudować własną pozycję. Papieska Akademia Nauk to Chagas, kumpel Gove’a –czyli jej dziękujemy. Arcybiskupstwo w Turynie nie może być gwarantem operacji, bo antyklerykałowie od razu zaczęliby gadać. Instytut Metrologii w Turynie ma jedynie skontrolować wyniki. W ten sposób jedynym gwarantem badań został Tite, reprezentujący British Museum. 22 stycznia 1988 roku ustalono następujący program działań:
- Laboratoria dostaną jedną próbkę z Całunu i dwie próbki kontrolne każde
- Próbki będą pobrane z jednego miejsca na Całunie, pod nadzorem ekspertów od tkanin
- Test zostanie przeprowadzony na ślepo, laboratoria dostaną ponumerowane próbki, bez informacji które pochodzą z którego przedmiotu
- Laboratoria przeprowadzą badania równolegle, bez wzajemnej konsultacji i przecieków
- Surowe wyniki zostaną przesłane do British Museum i Instytutu Metrologii. Tam zostaną przypisane poszczególnym próbkom i nastąpi analiza statystyczna.
- Po obrobieniu, rezultaty zostaną wysłane do publikacji w recenzowanym czasopiśmie naukowym, oraz do kurii w Turynie, która ogłosi je publicznie
Zanim przekonamy się co z tego wyszło, oddajmy głos Żukowi:
Dla sprawdzenia wiarygodności ich ocen wraz z wycinkami Całunu wysłano niewielkie skrawki tkanin o dokładnie znanym pochodzeniu i wieku. Żadna próbka nie została jednak podpisana, aby uniknąć oskarżeń o stronniczość: pracownicy mieli nie wiedzieć, co badają.
Odpowiedź:
21 kwietnia 1988 roku o godzinie 4:30 nad ranem, w zupełnej tajemnicy, tak że nawet ochrona katedry była zaskoczona, rozpoczęto operacje pobierania próbek. Do kaplicy gdzie przechowywano Całun weszli kardynał Ballestrero, Tite, Gonella, jego asystent Giovanni Riggi (który brał już udział w badaniach z 1978 roku), dwóch ekspertów od tekstyliów Franco Testore i Gabriel Vial, oraz dyrektorzy laboratoriów radiowęglowych: Edward Hall i Robert Hedges z Oxfordu, Paul Damon i Douglas Donahue z Arizony, oraz Wili Woelfi z Zurychu. Plus oczywiście obsługa techniczna. I choć operacja była nagrywana, to jednak to co się wówczas w katedrze św. Jana Chrzciciela działo jest jedną z największych tajemnic w historii Całunu. Wyciągnięto go z relikwiarza i rozwinięto na stole operacyjnym. No i ciachamy próbkę. Tylko..eeee…. gdzie? W całym tym politykierstwie i gryzieniu się wzajemnie jak psy, zapomniano ustalić tejże podstawowej rzeczy. Riggi, któremu powierzono to zadanie, przez cztery godziny naradzał się z ekspertami od tkanin, którzy nie mieli bladego pojęcia o Całunie. Testore, patrząc na ranę po włóczni pytał się co to za dziwna brązowa plama. Vial natomiast chciał pobierać próbkę z łaty po pożarze w 1532 roku… Tu wizerunek, tam nadpalenia, tam zacieki po wodzie, tu łaty… za choinę nie wiadomo gdzie wyciąć. W końcu się zdecydowali, wycinamy z górnego lewego rogu, pobliżu miejsca gdzie w 1973 roku Raes wyciął swoją próbkę. Jak później karboniści napisali w artykule w Nature:
“The strip came from a single site on the main body of the shroud away from any patches or charred areas.”
„Skrawek pochodził z jedynego rejonu płata głównego Całunu odległego od jakichkolwiek łat lub zwęgleń”
I tu się dopiero cyrk zaczyna. Riggi wyciął nieregularny skrawek o wymiarach mniej więcej 8,1×1,6 cm. Później podawał dwie różne wersje, raz że ważył on 540, drugi raz że 497 mg. Na taśmie wideo natomiast waga wskazywała 478,1 mg. Bo oczywiście żadnego notarialnego protokołu z pobrania próbek nie sporządzono!
Dalej: Riggi zredukował próbkę do wymiarów prostokąta 7×1 cm, o wadze 300 mg, Następnie podzielił ją mniej więcej na pół. Mniej więcej. A dokładniej? Nie wiadomo. Testore twierdził że jedna część ważyła 144,8 mg, Riggi że 141 mg. Drugi kawałek miał ważyć 154,9 mg, i miał być pocięty na trzy części dla każdego laboratorium o wadze odpowiednio 52,0+52,8+53,7 =158,5 mg. Fajnie, nieprawdaż? Energia zamieniła się na masę…
No to zmieniamy zeznania. Za drugim razem Testore twierdzi że to mniejsza część paska poszła do datowania. Próbki mieć wagę 52,0 mg oraz 52,8 mg dla Zurychu i Oxfordu, oraz 39,6 mg dal Arizony. Jako że laboratoria miały dostać po 50 mg, to dla Arizony wycięto z drugiej części dodatkowe 14,1 mg. Riggi upiera się że próbki pobrano jednak z większej części. Jeśli 52,0 i 52,8 mg uznać za potwierdzone, to do fragmentu dla Arizony o wadze 50,1 mg (czyli wystarczającej) dodano 3,6 mg z drugiej połówki…
W każdym bądź razie wycięto trzy próbki dla każdego laboratorium. Teraz należało je zapakować, razem z dwoma próbkami kontrolnymi dla każdego laboratorium. Dwoma? Nie –trzema! Do dwóch próbek przygotowanych przez British Museum (kawałek płótna pogrzebowego z Nubii z XI-XII wieku, oraz bandaż mumii z egipskich Teb, datowany na I wiek naszej ery), dorzucono trzecią –nici z kapy św. Ludwika Andegaweńskiego, mianowanego biskupem Tuluzy w 1296 r. i zmarłego rok później. Przed pobraniem próbek Tite prosił francuskiego dr Jacquesa Evina o coś z XIII-XIV wieku podobnego do tkaniny Całunu. Jednak nikt nie zna płótna starszego niż połowa XVI wieku, które byłoby pod wszystkimi cechami (len, 3:1, splot jodełkowy) identyczne z Całunem Turyńskim (choć podobne płótna, mające różne kombinacje tych cech, znane były zarówno w średniowieczu jak i starożytności). Evin znalazł kapę i pobrał z niej nici za zezwoleniem lokalnych władz (w zlaicyzowanej Francji relikwie są własnością państwową) , bez pytania się o zdanie lokalnego proboszcza. Przez Viala przesłał je w kopercie Titemu. Tite poszedł razem z Gonellą, Ballestrero i Riggim do sąsiedniej sali, by zapakować próbki. Tam jednak nie sięgały kamery! Co więcej, próbek było dwanaście (Całun + 3 próbki kontrolne dla 3 laboratoriów), a pojemników tylko dziewięć… Musiano dołączyć trzy koperty. Nad tym że istnieją różne wersje, czy koperty te przygotował zawczasu Vial, czy nici zostały zapakowane do nich dopiero w katedrze, nawet nie warto się rozwodzić. Fakt dołączenia czwartej próbki o wieku niemal pokrywającym się z rzekomo otrzymanym dla Całunu stał się później pożywką rozmaitych teorii spiskowych…
Próbki zapakowane i wręczone, ale czemu by nie wykorzystać tej okazji, by dorwać się do płótna i nie wykonać jakichś dodatkowych badań. Podczas gdy obfotografowywano Całun by udokumentować jego kondycję fizyczną (a także, ku późniejszemu przerażeniu Raya Rogersa, odkażono relikwiarz tymolem), Riggi miał podobno poprosić kardynała Ballestrero o pobranie dodatkowych próbek Całunu. Ten, zapewne nie mając w ogóle bladego pojęcia co się tam wyprawia, miał udzielić zezwolenia. Riggi miał za pomocą taśmy klejącej pobrać próbki krwi z tyłu głowy. Próbki te (opatrzone pieczęcią kardynalską!), ku utrapieniu kurii w Turynie, krążyły później między rozmaitymi badaczami.[99]
Cała operacja skończyła się o 21. Próbki do datowania poleciały do laboratoriów. Dzień później wydano oficjalny komunikat, w którym, o zgrozo, podano wiek próbek kontrolnych. Czyli laboratoria wiedziały jakie wyniki muszą uzyskać –nieuzyskanie ich byłoby spektakularną kompromitacją. A każdy kto na studiach miał pracownie doświadczalną, wie jak silna jest pokusa podciągania wyników pod to co „powinno” wyjść…
No i zaczęło się radiodatowanie. Miało być zupełnie niezależnie, bez wzajemnych konsultacji, bez kamer i mediów i bez gości z zewnątrz.. A było… cóż. W Tuscon zaczynają badania 6 maja. Mają tam gości –Soxa i Gove’a który zakłada się ze swoją sekretarką o parę butów że Całun jest średniowieczny. Już dwa dni później Sox jest w Zurychu, razem z ekipą BBC. Filmują otwarcie próbek. Oczywiście zidentyfikowanie próbki z Całunu nie nastręcza trudności. W Nature później napiszą:
“Because the distinctive three-to-one herringbone twill weave of the shroud could not be matched in the controls, however, it was possible for a laboratory to identify the shroud sample.”
“Z powodu wyróżniającego jodełkowego splotu 3:1 odróżniającego od próbek kontrolnych, identyfikacja próbki z Całunu w laboratorium była możliwa.”
Sami karboniści później przyznają że tzw. „ślepy test” to był pic na wodę dla prasy. Można go było przeprowadzić, gdyby rozłożono próbki z Całunu na poszczególne nitki, ale tego nie zrobiono.
Woelfi żartuje z dziennikarzami że 50-letni obrus jego teściowej okazał się mieć w datowaniu 350 lat. Przy okazji zauważa że próbka z Całunu przy ważeniu okazuje się być lżejsza niż w Turynie, i zastanawia się czy to może efekt różnic w wilgotności -podczas gdy wagi pozostałych próbek są te same.
W Tuscon kończą 8 czerwca. Ponoć chodzą pogłoski że z próbką jest coś nie tak. Następny idzie Zurych który kończy robotę 22 lipca. Oxford jeszcze nawet nie zaczął –upora się z tym do 8 sierpnia. Później Tite sam przyzna że laboratoria konsultowały się między sobą by uzgodnić wyniki. W międzyczasie w mediach pojawiają się kolejne przecieki. Wszyscy już wiedzą, tylko kuria w Turynie stara się trzymać nerwy na wodzy, i nie wypowiadać się w tej sprawie. Co najwyraźniej jest bardzo na rękę tym, którzy rozpuszczają plotki że Kościół coś ukrywa. Wreszcie Tite przesyła 28 września Turynowi komunikat.
13 października Anastasio Ballestrero na konferencji prasowej ogłasza komunikat, laboratoria datowały na poziomie ufności 95 % tkaninę Całunu na lata 1260-1390. Następnego dnia w British Museum karboniści urządzają własną konferencję. Na słynnym zdjęciu siedzą sobie Hall, „bezstronny koordynator” Tite, i Hedges, na tle nabazgranych na tablicy 1260-1390! W tym czasie książka Soxa, „The Shroud Unmasked” jest rozwożona po księgarniach. Karboniści i ich pomagierzy wcale się nie kryli ze swoimi uprzedzeniami i metodami postępowania. Wprost przeciwnie –większość smaczków ze szczegółów przeprowadzania testu radiowęglowego, jakie można znaleźć w książkach, ma odnośniki właśnie do pracy Soxa.
A teraz przyjrzyjmy się jak wyniki datowania radiowęglowego ocenia Żuk:
Wyniki badań okazały się zbieżne we wszystkich trzech laboratoriach: ocena wieku tkanin już znanych była dokładna czyli zgodna z wcześniejszymi ustaleniami, co wskazywało na wysoką jakość przeprowadzonych analiz. Podobnie zbieżne były oszacowania wieku lnu, z którego utkano Całun Turyński. Według otrzymanych rezultatów len ścięto pod koniec XIII lub w pierwszej połowie XIV wieku, co dobrze korespondowało z danymi historycznymi, lecz nie pasowało do oczekiwań wielu pobożnych chrześcijan.
Odpowiedź:
Wyniki zbieżne we wszystkich trzech laboratoriach. Czyżby?
Konferencje prasowe się odbyły, Hall stwierdził że żaden naukowiec godny tego miana nie może wierzyć w autentyczność Całunu. Wyniki zostały publicznie ogłoszone. Czyżby? Czy nie zapomniano o czymś? A publikacja w recenzowanym czasopiśmie naukowym? Ta jest wówczas powiedzmy sobie wprost -niegotowa. Kuria dostała jedynie komunikat i go ogłosiła: 1260-1390 na poziomie ufności 95 % Żadnych surowych danych. Do Instytut Metrologii w Turynie nic nie wpłynęło. A publikacja naukowa się opóźnia. Do „Nature” manuskrypt dotarł dopiero 5 grudnia 1988 roku.[100] 15 lutego 1989 roku w British Museum Hall urządza płatny wykład pod tytułem „Całun Turyński –lekcja pewności”. Szydzi na niej ze zwolenników Całunu Turyńskiego i porównuje ich do zwolenników płaskiej Ziemi.[101] Następnego dnia ukazuje się wreszcie artykuł w Nature.[102] Okazuje się ile warta była ta „lekcja pewności”.
Sam artykuł bardziej przypomina studenckie sprawozdanie niż artykuł w prestiżowym magazynie naukowym. 4 strony, 2 wykresy, 3 tabelki. Tabelka 1: wyniki poszczególnych datowań próbek (każde z laboratoriów podzieliło swoje próbki na kilka mniejszych i dokonało 3-5 datowań dla każdej), Tabelka 2: uśrednione wyniki, statystyka Chi-kwadrat i poziom istotności, Tabelka 3: przeliczenie dat radiowęglowych w latach BP (Before Present) na daty kalendarzowe za pomocą krzywej kalibracji. I na końcu buńczuczne zapewnienie że analizy stanowią konkluzywny dowód na średniowieczność lnu z Całunu.
Skoncentrujmy się na Tabelce 2. Zanim się opublikuje wyniki jakichś pomiarów, trzeba przeprowadzić testy statystyczne, sprawdzające na podstawie rozkładu wyników, czy nasze wnioski (np. postać rozkładu taka i taka, wartość oczekiwana taka, odchylenie takie itp.) trzymają się kupy. Znaczy to czy na podstawie naszej hipotezy otrzymanie takich wyników, jakie otrzymaliśmy, jest bardzo, czy mało prawdopodobne. Z reguły określa się tzw. poziom istotności (zwykle przyjmuje się 5 %), który wyznacza pewien tzw. obszar krytyczny, jeśli specjalne wielkości (tzw. statystyki testowe) utworzone na podstawie naszych wyników wypadają w obszarze krytycznym, to hipotezę odrzucamy. Poziom istotności określa nam jakie jest prawdopodobieństwo że, jeśli nasza hipoteza jest poprawna, statystyka testowa przyjmie wartości z obszaru krytycznego.
W tym przypadku naszą hipotezą jest to że wyniki pomiarów reprezentują rozkład Studenta t5 wycentrowany wokół wartości 691 lat BP, z odchyleniem standardowym 31 lat BP, tak jak napisano w Nature. Odpowiada to że z 95 % prawdopodobieństwem data powstania Całunu zawiera się, po kalibracji na lata kalendarzowe, w przedziale lat 1262-1312 lub 1353-1384 (podwójny przedział, zbity wedle konwencji do jednego 1260-1390, jest efektem tego że krzywa kalibracji nie jest monotoniczna i jednemu przedziałowi lat BP odpowiadają dwa przedziały lat kalendarzowych) Rozkład Studenta jest zbliżony do rozkładu normalnego, jeśli zatem materiał Całunu jest jednorodny, czyli nie ma starszych lub młodszych dodatków, rozkład wyników pomiarów powinien się do niego stosować. Aby sprawdzić tą hipotezę, trzeba właśnie wykonać testy statystyczne na podstawie wyników poszczególnych pomiarów.
Jednym z podstawowych takich testów jest tzw. test Chi-kwadrat.[103] Nie opisując dokładnie na czym polega, powiem tylko że dla trzech wyników z każdego laboratorium, oraz dla dwóch stopni swobody (jak zostało przyjęte w artykule z Nature, trzy wyniki minus jeden parametr: wartość oczekiwana, inaczej mówiąc średnia), poziom istotności 5 % odpowiada wartości statystyki testowej równej 5,99. Wszystkie wyniki powyżej tej wielkości znaczą że, na tym poziomie istotności, hipoteza jest do kitu.
I teraz co jest w artykule z Nature. Przedstawiają tam wyniki tego testu dla Całunu i trzech próbek kontrolnych. I co mamy
- Płótno z Nubii, XI-XII wiek, wynik 0,1, co można przypisać poziomowi istotności 90 %
- Mumia z Teb, I wiek, wynik 1,3, poziom istotności 50 %
- Kapa św. Ludwika, 1296-1297, wynik 2,4, poziom istotności 30 %
- Próbka z Całunu, wynik 6,4 !!! (co nie przeszkadza autorom w artykule przypisać poziomu istotności 5 %)
6,4 znaczy że hipotezę powinno się było odrzucić! Mówiąc wprost, nastąpiły znaczące odchylenia w wynikach, i rezultaty datowań są niezgodne ze sobą! Próbka najprawdopodobniej była niejednorodna, składając się z młodszych i starszych części (osobną kwestią pozostaje o ile starszych i młodszych, oraz w jakich proporcjach), co oznacza że w uzyskany wiek Całunu po prostu nie należy wierzyć. Rezultaty są do kitu i tylko zafałszowują obraz. Statystycy rozjechali dane z Nature jak walec.[104] Remi van Haelst przeliczył dane z Nature jeszcze raz, i otrzymał wynik statystyki Chi-kwadrat wynoszący 8,43, co odpowiada poziomowi istotności zaledwie 1,4 %. Test F Fishera-Snedecora, wynik 4,7 > 4,26, wniosek: odrzucić. Haelst dowiedział się od doktor Morven Leese z British Museum, że Arizona wysłała nie 4, a 8 wyników, które skombinowano w 4 (czego oczywiście w Nature nie napisano!). Doszedł ponadto do wniosku że w jakiś tajemniczy sposób powiększono średni błąd Arizony z 17 lat BP do 31 lat BP (paradoksalnie większy błąd oznacza większą zgodność danych). I tak dalej, grzechów bez liku. Artykułu z Nature to by pewnie nawet asystent na pracowni studentowi nie zaliczył, i kazał je poprawiać. A jednak pod tym opracowywanym przez pół roku dokumentem, podpisało się 21 profesorów, doktorów, kierowników laboratoriów radiowęglowych, oraz oczywiście Tite! Natomiast Gonella i Instytut Metrologii w Turynie odmówili podpisania podsuniętych im wyników, argumentując słusznie, że nie podpiszą analiz których sami nie przeprowadzali.[105] Tak naprawdę to, co się wówczas wydarzyło w Tuscon, Zurychu i Oxfordzie do dzisiaj pozostaje tajemnicą, jako że laboratoria nigdy nie ujawniły surowych danych z pomiarów.
Churchill miał podobno powiedzieć, że zanim prawda włoży buty, kłamstwo obiegnie pół świata. Popatrzmy co karboniści zrobili. Dopuścili przecieki, wypuścili swego propagandzistę Soxa, przesłali konkluzję do Turynu i zorganizowali konferencję prasową, wykazując się przy okazji niebywałą wręcz butę i chamstwo, oraz pogardę dla wszystkich tych którzy wierzą w autentyczność Całunu. Ogłosili swój nieomylny wyrok, jako przenajświętszą prawdę, wiedząc że tak naprawdę wyniki są do bani. A kiedy to zrobili, nie mieli nawet jeszcze napisanego artykułu. Nie dlatego że nie potrafili. Gdyby przesłali swój artykuł do Nature przed ogłoszeniem wyników, to w takim recenzowanym czasopiśmie które byle chały nie opublikuje, wywaliliby po prostu ten manuskrypt przez okno. Ale przesłali go dopiero po ogłoszeniu wyników, które okazały się bombą stulecia. Stawiając Nature po prostu przed faktem dokonanym –czasopismo nie mogło pozwolić sobie na ich odrzucenie! To jest po prostu przekręt, tak samo jak kredyt na dowód. I ten przekręt bezkrytycznie przejęły nie tylko media, ale masa ludzi, nie tylko zwykły plebs, ale masa ludzi inteligentnych, również na stanowiskach naukowych, uznając że nie warto czy wręcz „nie wypada” więcej zajmować się Całunem. I to nie tylko humanistów, rozmaitych profesorów historii, sztuki, itp. , ale również przedstawicieli nauk przyrodniczych! Przeciwnicy autentyczności Całunu mieli wreszcie ten swój pożądany jeden, jedyny „dowód”.
Datowanie radiowęglowe Całunu to była zwyczajna hucpa. By nie powiedzieć wprost –bandytyzm.
Nic więc dziwnego, że wynik został natychmiast zakwestionowany. Padły oskarżenia o masoński spisek lub oszustwo wrogów chrześcijaństwa, a niedawni entuzjaści datowania radiowęglowego nagle odkryli, że jest to metoda niepewna i niewiarygodna, bo rzekomo obarczona ogromnym błędem. Innymi słowy, jeśli rzeczywistość nie zgadza się z przyjętą teorią, należy odrzucić rzeczywistość.
Odpowiedź:
Cała atmosfera opisana powyżej wręcz sprzyjała powstawaniu teorii spiskowych. Tym bardziej że wkrótce po ukazaniu się wyników datowania w Wielki Piątek 24 marca 1989 roku komunikat prasowy doniósł że 45 anonimowych biznesmenów złożyło się na darowiznę miliona funtów dla laboratorium datowania radiowęglowego w Oksfordzie, niejako w podzięce za „obalenie” autentyczności Całunu Turyńskiego.[106] Kierownik laboratorium Edward Hall odszedł na emeryturę, zastąpił go nie kto inny tylko… Michael Tite. 4 czerwca 1989 roku nastąpił zgon jednego z autorów raportu z Nature Timothy’ego W. Linicka, w młodym wieku 42 lat.[107] Plotki mówiły o samobójstwie, co również stało się pożywką dla niektórych ludzi z wybujałą wyobraźnią.
W 1997 roku, rok przed śmiercią, emerytowany już kardynał Ballestrero w wywiadzie prasowym bez ogródek stwierdził że w trakcie przygotowań do testu celowo wywierano presję na stronę kościelną, rozpowszechniając różnego rodzaju kalumnie na temat Kościoła rzekomo bojącego się badań naukowych, strasząc tego typu bredniami jeśli warunki lobby radiowęglowego nie zostaną uwzględnione. Zapytany czy masoneria odgrywała w tym jakąś rolę odparł że: „bez wątpienia”.[108]
Co do złej woli karbonistów nie ma żadnych wątpliwości –moim zdaniem miejsce Tite’go, Halla, Hedgesa, Soxa było w więzieniu. A i Gonella razem z Riggim i pozostałymi swoimi ludźmi spartolił sprawę organizacji pobrania próbek maksymalnie jak tylko się dało. Największą strata było chyba jednak storpedowanie niezwykle ambitnego programu badań STURP 2, który zapewne niebywale poszerzyłby naszą wiedzę o Całunie. Od tamtej pory kuria w Turynie daje Całun do badań tylko swoim ludziom, i to nie w celu określenia czy jest autentyczny, a jedynie opracowania najlepszych sposobów jego konserwacji.
Czy jednak samo datowanie było sfałszowane? Tego udowodnić się nie da. I większość osób zajmujących się sprawą Całunu z góry odrzuca taką możliwość. Takie oskarżenia ponadto nie przystoją przyzwoitym ludziom, co karboniści również bezczelnie wykorzystują na swoją korzyść (choć sami rzucali potwarze na wszystkich dookoła). A były one wysuwane przez różne osoby, mniej przejmujące się swoją reputacją. Celowała w tym na przykład francuska Liga na Rzecz Katolickiej Kontrreformacji (CRC), radykalna organizacja Tradycjonalistów Katolickich, uważająca że Watykan po Soborze Watykańskim II zaprzedał się szatanowi. Twierdzą oni że Tite zamiast mumii z I wieku, wyciągnął z British Museum płótno z XIV wieku, w laboratoriach pozamieniano próbki z Całunu i z „mumii”, a ponieważ „mumia” była młodsza niż historycznie potwierdzone istnienie Całunu, doprawiono pomiar jeszcze za pomocą kapy św. Ludwika (i stąd miały się wziąć statystyczne niezgodności).[109] Problem w tym, że jak mówiłem płótno jest unikatowe, są podobne (ale nie identyczne!) egzemplarze przed XVI wiekiem. Nawet gdyby w zasobach British Musem znalazłby się jakiś zapomniany czternastowieczny „bliźniak” płótna z Całunu, to przecież próbki oglądało w Turynie i w laboratoriach ileś tam osób (w Zurychu przy otwarciu próbek byli przecież dziennikarze!), obfotografowano je, i żadna z próbek kontrolnych nie przypomina próbek z Całunu.
Kersten i Gruber, którzy uważają że Watykan celowo sfałszował datowanie, jako że Całun miał niby pokazywać że Jezus nie umarł na krzyżu (co jak pokazałem, jest kompletnie absurdalnym twierdzeniem), wysunęli podobną teorię. Twierdzą oni, jako że wiek kapy św. Ludwika niemal pokrywa się z rzekomo otrzymanym wiekiem Całunu, że Vial na niewielkim krośnie utkał z pobranych z kapy nitek próbkę o splocie identycznym z Całunowym, a następnie w Turynie Tite poza zasięgiem kamer podmienił próbki z Całunu na podróbkę Viala.[110] Problem w tym że wyniki testów zgodności dla próbki z Całunu są fatalne, nawet w porównaniu z kapą św. Ludwika (która choć miała najgorszy wynik testu chi-kwadrat ze wszystkich próbek kontrolnych, to jednak mimo wszystko go przeszła). Kersten i Gruber twierdzą ze przeprowadzone na ich zlecenie komputerowe analizy porównawcze zdjęć próbek ze zdjęciami tkaniny z Całunu pokazują wyraźne rozbieżności.[111] To jeszcze niczego nie dowodzi – nieregularności w splocie występują w całej tkaninie, tak że komputerowi może się nie udać dopasować dwóch kawałków z tej samej tkaniny. Każdy kto robił jakieś komputerowe dopasowania wie że komputer to nie jest jakieś magiczne urządzenie które zawsze poda idealne rozwiązanie (jak w 1992 roku, kiedy wydano książkę Kerstena i Grubera, wielu ludziom się wydawało), często wszystko zależy od tego, jakie człowiek wprowadzi parametry.[112] Później jednak do tych analiz jeszcze wrócimy…
Nie ma dowodów na sfałszowanie wyników datacji radiowęglowej, chociaż takich hipotez (wymagających jednak bardziej wyrafinowanych metod spisku) nie da się ostatecznie wykluczyć. Przyjmijmy jednak że wyniki nie zostały zmanipulowane. Czy oznacza to że rzeczywiście niepowtarzalne płótno, które wszystkie pozostałe badania określały jako oryginalny Całun Chrystusa, pochodzi z XIII lub XIV wieku jak utrzymuje Żuk?
Warto odnotować, że nigdy przedtem i nigdy potem nie zdarzył się błąd w datowaniu metodą radiowęglową wynoszący aż 1300 lat: błąd zwykle nie przekraczał 100-300 lat.
Odpowiedź:
Jest to podejście nieścisłe. Jako że ilość węgla C-14 w próbce eksponencjalnie maleje do zera, czym innym jest np. przeszacować datę artefaktu powstałego 5000 lat p.ne. na, powiedzmy 3700 lat p.n.e, (co zdarza się często), a czym innym przeszacować wiek Całunu, który miałby powstać około roku 30, na okolice roku 1300 naszej ery. W literaturze na temat Całunu często powtarza się standardową litanię przypadków anomalnych datowań radiowęglowych: róg wikingów z VIII-IX wieku datowany na 2006 rok, muszle świeżo wyłowionych ślimaków o wieku 26 000 lat, zewnętrzna warstwa narzędzi z kości karibu datowana na 27 000 lat przed Chrystusem, a wewnętrzna na rok 1350, skóra mamuta sprzed 26 000 lat miał mieć 5600 lat, i tak dalej.[113] Jednak niewiele z takiego wyliczania wynika. Największym problemem z datowaniem radiowęglowym Całunu było to, że chociaż wyniki okazały się niezgodne ze sobą, to jednak samego średniego wieku próbki nikt nie kwestionował. Jeśli nie pochodzący z Całunu materiał próbki pojawił się na początku XX wieku, to musi on stanowić ok. 65% masy węgla w próbce, natomiast jeśli w momencie pożaru w 1532 roku, to ok. 75 %[114] To właśnie była największa przeszkoda, największa zagwozdka dla zwolenników autentyczności, czy ten młodszy węgiel mógł być w próbce, i skąd się on tam do diaska wziął?!
Na marginesie, błędy rzędu 100-300 lat to wręcz norma. Przyjrzyjmy się jeszcze raz wynikom z Nature, ale tym razem zwróćmy uwagę na inne datowane próbki.[115] I tak kapa św. Ludwika miał średni wynik 13 pomiarów 721±20 lat BP, ale jeśli przyjrzymy się wszystkim datowaniem w Tabeli 1 to dostrzeżemy dwa skrajne wyniki 602±32 BP i 825±44 BP. Co pewnie spowodowało że poziom istotności był najniższy ze wszystkich próbek kontrolnych, choć nie katastrofalny jak dla Całunu. Gdyby jednak wykonano tylko te dwa pomiary, otrzymalibyśmy dwa sprzeczne przedziały. Niższy odpowiada na poziomie ufności 95 % mniej więcej latom 1295-1410, starszy latom 1130-1280. Wypada zauważyć, że tylko skraj pierwszego przedziału zahacza o wiek kapy. Co pokazuje że metody C-14 nie należy w żaden sposób absolutyzować (notabene laboratoria wydatowały kapę na 1263-1283, podczas gdy pochodzi ona z lat 1296-97). Jeszcze jedna ciekawostka, data 1945 odpowiada wiekowi 190 lat BP, natomiast data 1675, wiekowi 175 lat BP. Czy teraz wszyscy rozumieją dlaczego w Zurychu Woelfi żartował z dziennikarzami że 50 letni obrus jego teściowej okazał się mieć 350 lat?
Mimo to niektórzy jeszcze dziś upierają się, że pomiar był wadliwy, chociaż do głowy im nie przychodzi, żeby kwestionować datowania innych obiektów, które nie są obciążone tak wielkim ładunkiem emocji. Gigantyczna pomyłka (a według niektórych celowe oszustwo) dziwnym trafem miała rzekomo miejsce wyłącznie w odniesieniu do Całunu Turyńskiego.
Odpowiedź:
Wiele datowań jest kwestionowanych, nie tylko Całun Turyński. Archeolog z Hong-Kongu, Wiliam Meacham, już w 1986 roku, dwa lata przed datowaniem Całunu ostrzegał przed zbytnim poleganiem na tej metodzie, podając liczne przykłady kiedy metoda ta zawiodła, oraz kiedy standardowe sposoby oczyszczania próbek nie były w stanie usunąć wszystkich zanieczyszczeń.[116] Inna archeolog, Eugenia Nitowski, powiedziała:
„We wszystkich dociekaniach naukowych rozstrzygające znaczenie mają świadectwa. Archeologia, dysponując, powiedzmy, dziesięcioma różnymi dowodami, potraktuje datowanie radiowęglowe jak jeden z nich; ale jeśli będzie on sprzeczny z pozostałymi dziewięcioma, bez wahania go odrzuci jako błąd spowodowany nieprzewidzianymi zanieczyszczeniami.”[117]
Jeszcze inny, Michael Winter wyraził to dosadniej:
„Jeżeli datowanie przy użyciu C-14 potwierdza nasze teorie, umieszczamy tę wiadomość na miejscu widocznym w głównym tekście; jeżeli nie jest z nimi całkowicie zgodne, umieszczamy ja w nocie, ale gdy sprzeciwia się we wszystkim, kryjemy ją przed wszystkimi.”[118]
Datowanie radiowęglowe wykonuje się na zamówienie, klient płaci, dostarcza materiał, laboratorium dostarcza wyniki, i nie obchodzi je co klient z nimi zrobi. Jeśli klientowi nie pasują, może użyć ich do rozpalenia grilla. Dokładnych statystyk „nieprawidłowych” datowań nikt nie zna. W 1989 roku Brytyjska Rada Badań Naukowych zorganizowała badanie porównawcze 38 laboratoriów radiowęglowych z całego świata. Laboratorium w Oxfordzie nie przyjęło wyzwania. Tylko 7 laboratoriów przedstawiło satysfakcjonujące datowania próbek kontrolnych, a marginesy błędów okazały się 2-3 razy większe od deklarowanych przez laboratoria.[119]
Datowanie radiowęglowe jest nieomylne tylko w ateistycznej propagandzie. Nie należy jednak popadać w drugą skrajność i twierdzić że jest to metoda zupełnie bezwartościowa.
Najsłynniejsza, obok Całunu Turyńskiego, kontrowersją odnośnie datowania radiowęglowego, są datowania zwłok znalezionych na brytyjskim torfowisku Lindow. W pierwszym przypadku odnaleziono zwłoki kobiety, które radiodatowano na III-IV wiek naszej ery. Jednak dochodzenie policyjne wykazało że zwłoki należą do lokalnej mieszkanki, zamordowanej przez męża w 1960 roku (choć oczywiście laboratoria upierają się przy swoim).[120] W drugim przypadku wykopano zwłoki mężczyzny sprzed około 2000 lat, datowania radiowęglowe dawały rezultaty rozbieżne o 900 lat.[121] W tym jednak przypadku zwłoki były silnie zanieczyszczone torfem. Co się jednak stało w przypadku Całunu Turyńskiego?
Niektórzy twierdzą na przykład, że na Całunie zaszło absolutnie wyjątkowe i nieznane nigdzie indziej zjawisko pozornego odmłodzenia tkaniny wywołane podobno przez podwyższoną temperaturę w czasie pożarów,
Odpowiedź:
Jest to jedna z hipotez, rozwijana szczególnie przez założyciela STURP-u Johna Jacksona. Na początku lat 90-tych nawiązał on współpracę z niejakim dr Dymitrem Anatoliewiczem Kuzniecowem, przedstawiającym się jako dyrektor moskiewskiego Laboratorium Badań nad Biopolimerami im. E.A. Sedowa i laureat Nagrody Leninowskiej. Pojawił się on w czerwcu 1993 na konferencji w Rzymie organizowanej przez francuski CIELT (Centre International d’Etudes sur le Linceul de Turin) i od razu zrobił furorę wykładem jak to pod wpływem wysokiej temperatury (takiej jak podczas pożaru w 1532 roku) białka i tłuszcze we włóknach miałyby wymieniać atomy węgla z tymi znajdującymi się w powietrzu pod postacią tlenku i dwutlenku węgla. Kuzniecow opublikował parę artykułów na ten temat, w których przekonywał że udało mu się uzyskać znaczącą zmianę zawartości węgla C-14 w próbce poddanej działaniu wody i wysokiej temperatury. Laboratorium w Arizonie i włoski zespół Mario Moroniego próbowali powtórzyć wynik Kuzniecowa, Arizona nie stwierdziła podwyższonej zawartości węgla C-14, Moroni stwierdził zmianę radiowęglowego wieku próbki zaledwie o 160 lat. Kuzniecow bronił się twierdząc że inne zespoły zastosowały złe parametry, wkrótce jednak wyszło na jaw że Kuzniecow żadnych eksperymentów nie przeprowadzał i na dodatek splagiatował model teoretyczny Jacksona, przedstawiając go jako własny. W międzyczasie usiłował naciągnąć Iana Wilsona na publikację jego książki w Rosji, a także namawiał amerykańskich sponsorów na sfinansowanie jej wydania. Wkrótce okazało się że nic z tego nie wyszło, a w 1997 roku aresztowano go za oszustwa.[122] Jak się jego sprawa skończyła, nie mam pojęcia. Ostatnio pojawiły się doniesienia że Kuzniecow jest teraz edytorem dwóch periodyków naukowych.[123]
Niezrażony tym Jackson kontynuował badania nad wpływem pożaru na wyniki radiodatowania.. Wymyślił nową hipotezę, mianowicie jako że węgiel C-14 powstaje w górnych warstwach atmosfery, to występuje on początkowo głównie związany z tlenem pod postacią tlenku węgla, dopiero po średnio mniej więcej dwóch miesiącach przekształcają się one w dwutlenek węgla. Stąd też tlenek węgla zawiera proporcjonalnie większy udział izotopu C-14 niż inne związki węgla w przyrodzie. Stąd jeśli płótno w jakiś sposób reagowało chemicznie z atmosferycznym tlenkiem węgla o zwiększonej zawartości C-14 (najprawdopodobniej w trakcie pożaru w 1532 r.), jego wiek radiowęglowy może być młodszy od wieku historycznego. Jackson ocenia że wystarczy wzrost ilości węgla o 2% pochodzące z tlenku węgla, by przesunąć wiek Całunu na XIV stulecie. Jackson pracuje nad tym, robi eksperymenty, ale nie słyszałem by wyszło mu cokolwiek sensownego.[124]
Przejdźmy do innych hipotez:
lub też przez szczególne procesy biochemiczne. Powstała nawet fantastyczna koncepcja polewy bakteryjnej powstałej rzekomo na tkaninie. Rzecz w tym, że jak dotąd nie odkryto śladów owych procesów na Całunie Turyńskim ani też na żadnym innym obiekcie, mimo że badacze jeszcze na początku XXI wieku wciąż próbują je znaleźć.
Odpowiedź:
Powłoka bioplastyczna niestety często jest przytaczana jako „wyjaśnienie” dlaczego wyszło tak, a nie inaczej.[125]
Hipotezę warstwy bioplastycznej wysunął Leoncio Garza-Valdès, na podstawie datowania radiowęglowego rzeźby Majów, pokrytej rytualnie ludzką krwią. Datowanie radiowęglowe określiło datę jej powstania na okres 600 lat późniejszy niż ekspertyzy znawców sztuki Majów. Garza-Valdès wykazał jednak że na powierzchni rzeźby mikroorganizmy, bakterie, grzyby, utworzyły twardą powłokę, narastającą przez stulecia, przez co wyniki datowania radiowęglowego okazały się niewiarygodne.[126]
Zachęcony tym sukcesem, Garza-Valdès próbował zastosować to samo podejście do Całunu Turyńskiego. Od Riggiego uzyskał odrzucone z próbki do datowania skrawki tkaniny, obejrzał je sobie pod mikroskopem i stwierdził że jest: powłoka bioplastyczna, jak sadził, lub jakiś inny rodzaj zanieczyszczenia.[127] Ale inni stwierdzili że nie ma, na zachowanych skrawkach płótna, pobranych przy okazji różnych badań nie stwierdzili obecności żadnej powłoki bioplastycznej, która wg Garzy-Valdèsa składałaby się głównie z łatwo wykrywalnych polimerów.[128]
Z hipotezą bioplastyczną związane są jeszcze inne problemy. Nikt nie neguje że na powierzchni Całunu są jakieś żyjątka, ale skąd miał się tam znaleźć młodszy węgiel, w takich ilościach żeby przesunąć datowanie radiowęglowe o 1300 lat? 2/3-3/4 próbki musiałaby stanowić warstwa bioplastyczna, bakterie i grzyby, co jest po prostu nierealne! A nawet jeśli by tak było, to skąd by się wziął młodszy węgiel który skaziłby próbkę? To nie jest wcale banalne pytanie. Organizmy czymś muszą się żywić. Jak wie każdy kto uważał na lekcjach biologii, organizmy dzielą się na samożywne i cudzożywne. Do tych pierwszych należą rośliny i niektóre bakterie, do tych drugich zwierzęta i grzyby. Skąd znajdowałyby pokarm? Te drugie musiałyby się żywić materią znajdującą się na Całunie, czyli przetwarzałyby ten sam węgiel i nic by to w datowaniu radiowęglowym nie zmieniło. Chyba że ktoś dostarczyłby jakiejś materii, np. dotykając Całun rękami i przenosząc tam pot, brud, tłuszcz, komórki naskórka, ale przecież nie stanowią one większości masy płótna. Natomiast organizmy samożywne mogłyby przetwarzać dwutlenek węgla z powietrza w procesie fotosyntezy, ale przecież do tego potrzeba światła (rzeźba Majów pokryta była zieloną warstwą glonów), a przez większą część swojej historii Całun przebywał w zamkniętych relikwiarzach.[129] Jedyne co mi jeszcze przychodzi do głowy to jakieś specyficzne mikroby przetwarzające tlenek węgla, co upodabniałoby tę hipotezę do hipotezy Jacksona opisanej powyżej. Takie mikroby owszem istnieją –w gorących źródłach wulkanicznych.
Hipotezę powłoki bioplastycznej należy zatem definitywnie odrzucić. W najlepszym razie przesunęłaby wynik datowania może o 100-200 lat, ale na pewno nie o 1300. I tak naprawdę wydaje mi się zupełnie zdumiewające, że ta pseudonaukowa koncepcja, sprzeczna z elementarną biologią wykładaną w podstawówce, i matematyką w szkole średniej była tyle razy powtarzana przez skądinąd inteligentnych ludzi jako „wyjaśnienie” skąd się wziął anomalny wynik radiodatowania Całunu! Obliczenie stosunku ilości węgla młodszego z powiedzmy XVI wieku, do ilości węgla z I wieku, tak aby datowanie Całunu przesunąć na przełom XIII i XIV wieku, to zadanie które bez problemu można zadać uczniom na maturze z matematyki czy fizyki![130] I z łatwością wykazaliby oni zupełny idiotyzm tej hipotezy.
Garza-Valdès tak był zafascynowany tymi swoimi żyjątkami, ze posunął się nawet do tego że wysunął hipotezę jakoby wizerunek na Całunie miałby być utworzony przez mikroorganizmy. Ciężko jednak wyjaśnić dlaczego miałyby one się gromadzić, żreć i wydalać w takich miejscach, by utworzyć na płótnie sylwetkę człowieka z zakodowaną informacją trójwymiarową.[131] Hodował on ponadto te swoje bakterie występujące na włóknach z Całunu i obserwował ich rozwój. Stwierdził nawet że odkrył nowy gatunek wytwarzający różowy pigment i występujący jedynie na Całunie, któremu nadał roboczą nazwę Leobacillus Rubrus.[132] Wreszcie, korzystając z próbek krwi pobranych w 1988 roku przez Riggiego otrzymał razem z Victorem Tryonem (choć to raczej Tryonowi należy przyznać zasługi) trzy geny Człowieka z Całunu.[133] Generalnie, Garza-Valdès narobił dużo szumu wokół swojej osoby, ale jego działania przyniosły dla badań Całunu więcej szkód niż pożytku.
Przeanalizujmy teraz kolejną hipotezę, dlaczego datowanie C-14 wyszło jak wyszło:
Niektórzy argumentują, chociaż nie bardzo wiadomo na jakiej podstawie, że część tkaniny pochodzi z XIV wieku i to właśnie ona była datowana, a środek Całunu ma z pewnością 2000 lat.
Odpowiedź:
Właśnie –chociaż nie tyle z XIV, co raczej jest to mieszanka oryginalnych nici Całunu z wprowadzonymi później w XVI, XVII, XIX, albo nawet i XX wieku. Co prawda twierdzono że „skrawek pochodził z jedynego rejonu płata głównego Całunu odległego od jakichkolwiek łat lub zwęgleń”, ale przyjrzyjmy się jeszcze raz pobranej próbce, by odkryć pewne anomalie, o których Żuk najwyraźniej nie ma pojęcia, skoro się pyta na jakiej podstawie.
W 1534 dokonujące napraw siostry klaryski podszyły Całun z drugiej strony płótnem holenderskim, oraz jedwabnym pokrowcem dla wzmocnienia. W 1694 roku Sebastian Valfrè zastapił pokrowiec czarnym płótnem, które na kolejny pokrowiec z czerwonego jedwabiu wymieniła własnoręcznie księżniczka Klotylda Sabaudzką w 1868 roku.[134] Płótna te wymieniono na nowe podczas restoracji w 2002 roku.[135] Przed restoracją jednak całość, tzn. Całun i doszyte do niego z tyłu płótna, ważyła 2,450 kg.[136] Całun miał wymiary 437×111 cm (obecnie, gdy jest przechowywany w postaci rozwiniętej rozciągnął się o kilka centymetrów. Proste przeliczenie pozwala stwierdzić że jego średnia gęstość powierzchniowa wraz ze wszystkimi doczepionymi do niego dodatkami wynosi 50,5 mg/cm2. Natomiast dokładnej wagi i gęstości samego Całunu bez dodatków nie tak łatwo stwierdzić –analizy opierają się na gęstości osnowy i splotu w wątkach, oraz badaniach radiograficznych przeprowadzonych w 1978 roku. Wynika z nich że średnia gęstość tkaniny Całunu Turyńskiego wynosi pomiędzy 20 a 25 mg/cm2 .[137] Riggi, jak wspominałem, odciął pasek z rogu Całunu o wymiarach około 8,1 na 1,6 cm o masie 478,1 mg następnie zredukował do wymiarów 7 na 1 cm, o masie 300 mg. Proste przeliczenie pokazuje że pierwotnie wycięta próbka miała gęstość około 37 mg/cm2, natomiast już po zredukowaniu aż 42,85 mg/cm2, co niewiele się różni od średniej całego zestawu Całun +wzmacniające płótna (drodzy sceptycy, jest pewne że Riggi wyciął próbkę tylko z Całunu a nie z płótna holenderskiego)! Czyli blisko dwa razy więcej niż średnia gęstość Całunu! Skąd ten nagły przyrost? Zanieczyszczenie? W Oksfordzie twierdzili że pokrywa tylko 1 % powierzchni włókien[138], w Arizonie w kwasie, alkoholu i detergentach próbka straciła 25 %-30 % masy[139], nawet gdyby były to tylko zanieczyszczenia to ciągle średnia gęstość wynosiłaby około 30 mg/cm2, czyli wyraźnie powyżej średniej dla Całunu. Coś z tą próbką było podejrzane od samego początku. Może zanieczyszczenie, a może wycięta część nie pochodziła z oryginalnego Całunu? A może podane wymiary i masy są do kitu? Istnieje jeszcze inna wersja, mianowicie że pasek był nieco większy mianowicie 8,1 na 2,1 cm, zaś rozmiary 8,1 na 1,6 cm odnoszą się do zredukowanej próbki o masie 300 mg. Wówczas jej gęstość wynosiłaby 23,14 mg/cm2, czyli w normie. Ale z kolei pozostała część miałaby wówczas masę 178,1 mg, i gęstość 44 mg/cm2, a zważywszy na to że odcięte skrawki przypominają bardziej trójkąt niż prostokąt, to być może nawet dwa razy większą, co wydaje się zupełnym absurdem.[140]
Warto przypomnieć, że jedyne znane dodatki do Całunu to łaty doszyte w XVI wieku, co w żaden sposób nie pasuje do wyników badania C14 ani też do fantastycznych teorii „odmładzających” tkaninę.
Odpowiedź:
Naprawy na Całunie wykonywano w jego znanej historii przynajmniej kilkakrotnie:[141]
- 1973: Cerowanie po pobraniu próbek w trakcie badań –zakonnice św. Józefa
- 1868: zmiana jedwabnej podszewki przyszytej do Całunu, drobne naprawy –księżniczka Klotylda Sabaudzka
- 1694: zmiana płótna podtrzymującego, uzupełnienie łat, drobne naprawy –błogosławiony Sebastian Valfrè
- 1534: naprawy po pożarze z 1534, łaty, przyszycie płótna holenderskiego –klaryski z Chambèry
To są znane naprawy –pytanie ile jest nieudokumentowanych? Bo jak już pisałem, tzw. „znana” historia Całunu Turyńskiego wcale nie jest w 100 % znana –np. nie wszystkie wystawienia Całunu Turyńskiego podczas podróży przedstawicieli dynastii sabaudzkiej zostały udokumentowane.[142] I również wszystkie szczegóły znanych napraw nie są wcale spisane z dokładnością do jednej nitki, jakby to sobie niektórzy życzyli.
Rejon rogu, z którego pobrano próbki, był bardzo często trzymany w rękach przez różne osoby, bardzo łatwo mógł się też porwać (dlatego też, aby wzmocnić Całun i uniknąć niebezpieczeństwa rozerwania, przyszyto do niego od spodniej strony dodatkowe płótna). Na starych rycinach z pokazów widać wyraźnie że Całun zwykle pokazywano chwytając go za boczną krawędź, właśnie tam skąd później pobrano próbki.[143] Dodatkowo jest to obszar gdzie w nieznanym czasie wycięto fragmenty tzw. paska bocznego. Jest to pasek tkaniny biegnący wzdłuż górnej (znaczy się po lewej stronie przedniego wizerunku) krawędzi płótna, o szerokości ok. 8 cm i krótszy od płótna o mniej więcej 15 cm z jednej, i 35 cm z drugiej strony.[144] Został on najprawdopodobniej wycięty z samego Całunu, jako że ma identyczną strukturę tkacką jak główne płótno, a później przyszyty z powrotem do Całunu Turyńskiego Pytanie dla sceptyków: po co fałszerz miałby to robić? Taki pasek dobrze się za to nadaje do przewiązania płótna po umieszczeniu w nich zwłok. Mechthild Flury-Lemberg, którą w końcu zatrudniono do konserwacji Całunu, podczas przygotowań do ekspozycji w 1998 i 2000 r., oraz podczas restoracji płótna w 2002 roku przyjrzała się temu paskowi i stwierdziła że przywiązano go bardzo nietypowym szwem, według niej znalezionym jedynie w Masadzie, żydowskiej twierdzy zdobytej przez Rzymian w 74 r. n.e.[145] Niektórzy twierdzą że brakujące kawałki kiedyś wycięto by przekazać je jako relikwie. W grę wchodzi tutaj testament księżnej Małgorzaty Austriaczki, z 1508 roku która z wyjątkowej dewocji zapisała kościołowi św. Mikołaja w Brou wszystkie posiadane przez nią relikwie Sabaudów, łącznie z Całunem. Naturalnie dynastii ani się śniło wypełnić to żądanie, a w 1533 roku inwentarz kościoła w Brou który przejął majątek Małgorzaty, wskazuje że znaczną jego część rozkradziono. Być może wówczas wycięto fragmenty paska by przekazać je Brou, naprawiając przy okazji uszkodzony podczas tej operacji fragment, gdzie cztery wieki później wytnie się próbkę do datowania radiowęglowego.[146] Jest to jednak tylko jeden z możliwych scenariuszy. Natomiast gdzie są dowody na naprawę akurat tego fragmentu płótna?
Alan Adler za pomocą fourierowskiej spektroskopii podczerwonej (FTIR) oraz elektronowego mikroskopu skaningowego porównał nici z rejonu próbki radiowęglowej (prawdopodobnie uzyskane od Riggiego) z zebranymi przez STURP w 1978 roku z innych rejonów Całunu. Okazało się że są między nimi różnice, tak w widmie FTIR jak i w składzie chemicznym- próbki do badań radiowęglem posiadały podwyższone ilości sodu, magnezu, aluminium, chloru potasu i wapnia.[147] Prawdziwy przełom nastąpił dopiero za sprawą Sue Benford i Josepha Marino. Nie byli oni zawodowymi naukowcami, Marino w młodości przystąpił do benedyktynów (co później stało się dla sceptyków pretekstem do obrzydliwych ataków personalnych na niego i jego żonę), jednak uznał że to nie jest droga dla niego i następnie ożenił się z Benford. Oboje zafascynowani Całunem, zaczęli intensywnie studiować przedmiot i starannie szukać dowodów na naprawę tego fragmentu płótna. Na podstawie wyników Adlera, oraz zdjęć zwykłych i rentgenowskich gdzie widac było przypuszczalnie przechodzący tam szew, zaprezentowali na ślepo kilku ekspertom tkackim zdjęcia rejonu Całunu z którego pobrano próbki. Eksperci, nie wiedząc z czym mają do czynienia, wykryli nieregularności w splocie i uznali że dokonano tam napraw. Benford i Marino napisali artykuł podsumowujący ich rezultaty, i zaprezentowany na konferencji naukowej w Orvieto w 2000 roku.[148] I, paradoksalnie, zamiast uznania spotkała ich krytyka… ze strony innych zwolenników autentyczności Całunu Turyńskiego, którzy także nie wierzyli wynikom radiodatowania i promowali własne wyjaśnienia. I tak np. Mechthild Flury-Lemberg, która kierowała restoracją płótna w 2002 roku uważa że takie zacerowanie płótna, które byłoby niewidoczne z obu stron jest niemożliwe.[149] Wg niej wciśnięte nitki osnowy zawsze będą widoczne po drugiej stronie płótna, czego na próbce nie obserwowano. Gdyby wcisnąć tylko nitki wątku, to owszem możliwe byłoby niezauważalne zacerowanie tkaniny, ale wg niej jest to możliwe tylko dla grubych nici. Zdania Flury-Lemberg nie należy lekceważyć- jest to prawdopodobnie osoba, która najlepiej na świecie zna z obu stron każdy centymetr kwadratowy tego płótna. Inny argument, wspomniany podnoszony przez Johna Jacksona, który promował swoją konkurencyjną hipotezę z tlenkiem węgla, był taki że radiogramy nie wykazały żadnych zaburzeń struktury włókienniczej w obszarze próbki.[150] Ale w obszarze paska bocznego też niczego takiego nie wykazały, mimo iż wiemy że pasek boczny został ponownie przyszyty do Całunu w taki sposób że wszystkie nitki wręcz idealnie do siebie pasowały.[151] Benford i Marino nie poddali się tak łatwo. Odkryli że w dawnych wiekach istniała, obecnie niemal zupełnie zapomniana, technika „niewidzialnego” naprawiania płótna –tzw. „francuskie cerowanie”, polegające na ręcznym utkaniu łaty z poszczególnych nitek, których końce splata się ze starymi nićmi, tak że jest ona niejako nową tkaniną utworzoną tuż obok starej. Michael Ehrlich, prezes firmy Without A Trace, Inc, oraz Robert Budon, prezes firmy Tapestries &Treasure, potwierdzili im że taka technika była nie tylko możliwa, ale i praktykowana w dawnych czasach, a Sabudowie mieli pod ręką najlepszych tkaczy epoki, i kasę by im płacić za drobiazgowe naprawy swojej najcenniejszej relikwii.[152] Jeśli wymieni się nitki wątku (które są zwykle grubsze) i nieco nitek osnowy, to najprawdopodobniej wystarczy to by uzyskać niezbędne 2/3-3/4 masy próbki by przesunąć datowanie na przełom wieku XIII-XIV. Jest to możliwe. Ale sceptycy się pytają: a gdzie dowody?
Żeby je zdobyć, potrzeba przeegzaminować oryginalne próbki poddane do datowanie. Nie istnieją już one, zostały spalone, ale przecież Riggi zachował odcięte skrawki oraz drugą, rezerwową połówkę. Mogłaby ona posłużyć do przebadania czy próbka była reprezentatywna dla Całunu, a także do ewentualnego powtórzenia radiodatowania. Mogłaby. Jest ona gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie…[153] Najprawdopodobniej gdzieś w szwajcarskim sejfie, gdzie zachomikował ją Riggi. A że zmarł on w 2008 roku…
Pozostały jednak skrawki, którymi Riggi dzielił się dość chętnie z innymi badaczami. Oraz fragment wycięty dla Raesa w 1973 roku, który ściśle przylegał do wyciętej próbki radiowęglowej. O badaniach Adlera opowiedziałem już pokrótce. Czas przedstawić wyniki jakie uzyskał inny chemik i były członek zespołu STURP, mianowicie Ray Rogers z Los Alamos National Laboratory. Rogers był człowiekiem o silnych poglądach naturalistycznych, ostro sprzeciwiającym się teoriom wprowadzającym czynnik nadnaturalny do procesu powstania wizerunku na Całunie. Nie tolerował ponadto pseudonaukowego bełkotu laików. Anegdotka głosi, że kiedy zaprezentowano mu ustalenia Benford i Marino, ten odrzekł że w pięć minut potrafiłby je obalić. Podjął w końcu wyzwanie…
Kulminacją jego działań było opublikowanie w 2005 roku, na kilka tygodni przed śmiercią na raka, artykułu w czasopiśmie branżowym „Thermochimica Acta” artykułu prezentującego dowody że próbka do radiodatowania nie była reprezentatywna dla całego Całunu.[154] Rogers uzyskał od Gonelli w 1979 roku kilkanaście fragmentu nici z „fragmentu Raesa”. Posiadał taśmy STURP-u z 1978 roku , do których przylepiły się włókna z różnych obszarów Całunu, a także zabezpieczającego Całun płótna holenderskiego. Dodatkowo w grudniu 2003 roku dostał od Gonelli próbki nici usuniętych z pobranej w 1988 roku próbki radiowęglowej. I zabrał się za szczegółowe badania. Obserwacje mikroskopowe włókien z próbki Raesa i nici z próbki radiowęglowej wykazały obecność kolorowych skorup na ich powierzchni, a także włókien bawełny, praktycznie nieobecnych w pozostałych obszarach Całunu (nie licząc zanieczyszczeń pochodzących np. z bawełnianych rękawiczek badaczy). Testy chemiczne wykazały że jest to guma roślinna zawierająca alizarynę, barwnik otrzymywany z marzanny, dodatkowo doprawiona jeszcze uwodnionym tlenkiem glinu AlO(OH), i stąd glin wykryty przez Adlera. Kolejne testy –spektrometria masowa produktów pirolizy- wykazała różnice dla włókien z próbki Raesa i pozostałych obszarów Całunu. Wreszcie test na wanilinę, produkt stopniowego rozpadu występującej na włóknach lnu ligniny. Włókna Raesa, płótna holenderskiego i innych średniowiecznych tkanin dawały pozytywny test na wanilinę. Natomiast włókna pobrane z Całunu w 1978 roku, jak również z manuskryptów znad Morza Martwego dawały wynik negatywny. Co oznacza że Całun jest dużo starszy niż skazywało datowanie radiowęglowe. Ile dokładnie ma lat trudno stwierdzić. Jeśli średnia temperatura w której przechowywano Całun wynosiła 25 ˚C, to zniknięcie 95 % waniliny zajęłoby 1319 lat, jeśli 23 ˚C to 1845 lat, jeśli 20 ˚C to 3095 lat. Pożar w 1532 roku, zdaniem Rogersa nie mógł mieć większego wpływu na utratę waniliny, jako że przewodnictwo cieplne lnu jest niskie. Rogers zatem wykonał kilka testów które potwierdzały jego wnioski, w przeciwieństwie do McCrone’a i Garzy-Valdèsa, którzy obejrzeli sobie jedynie próbki pod mikroskopem, i później wygadywali na ten temat niestworzone fantasmagorie.
Praca Rogersa była jak bomba która wybuchła i podważyła fundamenty datowania radiowęglowego. Nie wszystkim się to podobało… nie tylko przeciwnikom autentyczności Całunu (jak Schafersmannowi i Nickellowi, którzy od razu rzucili się insynuować przeciw Rogersowi[155]), ale również zwolennikom! Flury-Lemberg, jak już powiedziałem, upierała się że ponowne utkanie tkaniny w niewidzialny sposób jest niemożliwe, i że Vial, jej kolega po fachu, by nie przeoczył tego że ten fragment został ponownie utkany. Uważała ona że sama obecność zanieczyszczeń, ziemi i brudów naniesionych przez nieumyte ręce wystarczałaby by wyjaśnić anomalny rezultat datowania radiowęglowego (nie wystarczyłoby bo przeszacowanie o 1300 lat jest za duże i wymagałoby by zanieczyszczenia stanowiły większość próbki, co pokazuje że Flury-Lemberg wykazała się tu pewną niekonsekwencją, bo nie można negować hipotezy ponownego utkania i wierzyć że mimo wszystko Całun pochodzi z I wieku, a błąd powstał jedynie od zanieczyszczeń, w znacznej mierze usuniętych przez czyszczenie chemiczne). Jackson –uważał że radiogramy wykluczają tę hipotezę, i promował swój tlenek węgla, no i obydwoje z Rogersem mieli zupełnie inne podejście do Całunu (Jackson, katolik, łatwiej przyjmował możliwość nadnaturalnej przyczyny powstania wizerunków na Całunie). No i w końcu Mark Antonacci, któremu wyniki Rogersa tak naprawdę po prostu przeszkadzały. Łudził się on bowiem, że może anormalny wynik datowania radiowęglowego nie byłby przekleństwem, lecz błogosławieństwem, że może jeśli obok podwyższonego poziomu izotopu węgla C-14 udałoby się wykryć podwyższone ilości izotopów innych pierwiastków (41Ca, 36Cl, 53Cr), to znaczyłoby że Całun został napromieniowany wiązką neutronów, zgodnie z hipotezą ojca Rinaudo, a więc dałoby się bezpośrednio dowieść Zmartwychwstania.[156] Dlatego też starał się podważać ustalenia Rogersa, m.in. że McCrone też znalazł barwniki, że Całun przebywał w rejonach gdzie temperatury regularnie przekraczają 25 ˚C (w dzień, ale nie w nocy, a zwłaszcza wewnątrz zacienionych budynków i relikwiarzy w których Całun spędził przypuszczalnie większość swej historii), a w ogóle to Rogers był za mało precyzyjny w swojej pracy.[157]
Ustalenia Rogersa podważyły datowanie radiowęglowe, ale nie uciszyły definitywnie krytyków. Potrzebne były kolejne dowody. W 2008 roku Robert Villareal przeanalizował wzięte od wdowy po Rogersie trzy nici z próbki Raesa i stwierdził że są to w rzeczywistości nici bawełny, a nie lnu, przy czym jedna nić rozpadła się na dwie części, co stanowiło dowód ze został spleciona z dwóch.[158] W 1973 roku Raes dostał dwie próbki z Całunu, jedną z rejonu późniejszej próbki radiowęglowej, drugą z paska bocznego. Raes stwierdził obecność włókien bawełny w rejonie próbki radiowęglowej, ale nie w próbce z paska bocznego, który jak już mówiłem, kiedyś stanowił część wyciętą z oryginalnego płótna.[159] Później, w 2009 roku Thibault Heimburger przeanalizował jedną z pozostałych dwóch nici Villareala, i stwierdził że włókna bawełny stanowią 10-20% wszystkich, przy czym za wyjątkiem dwóch są to włókna starej bawełny (Heimburger twierdzi że współczesną bawełnę łatwo rozpoznać po grubszych ściankach włókien, co stanowi odpowiedź na twierdzenia sceptyków utrzymujących że włókna bawełny znaleziono także na taśmach STURP-u, przez co argument o jej obecności w rogu Całunu jest bez znaczenia).[160] Pokazuje to że nici z rejonu pobranego do datowania pochodziły zapewne z zupełnie innej przędzy niż większość Całunu.
Po kolejne dowody Benford i Marino sięgnęli do archiwum zdjęć STURP-u, analizowanych już wcześniej przez Rogersa i innych. Znajdowały się tam m.in., nieopublikowane wcześniej, zdjęcia mozaiki spektralnej powierzchni Całunu, nałożenie na siebie zdjęć zrobionych w różnych przedziałach widma, od podczerwieni po ultrafiolet w celu analizowania różnic w składzie chemicznym obserwowanego materiału. Pozwalała ona rozróżnić dodany w różnym czasie materiał po różnych barwach, odpowiadających różnej intensywności w poszczególnych pasmach widma. I tak płótno holenderskie ma nieco odmienną barwę od głównego płata Całunu, tak samo jak łaty na spaleniznach, różniące się także między sobą (co pokazuje że były wymieniane podczas kolejnych konserwacji). I również rogi Całunu, skąd pobrano próbkę do datowania radiowęglowego… Benford i Marino opublikowali wyniki w recenzowanym czasopiśmie branżowym[161], a w 2008 roku na konferencji na Uniwersytecie Stanu Ohio zaprezentowali kolejną wersje swojego artykułu, prezentującą również dodatkowe informacje.[162] Obok podsumowania prac Adlera, Rogersa, Villareala znalazły się informacje z nieopublikowanych prac Raesa, który, jak się okazuje, znalazł w swojej próbce szew dzielący ją na dwie części, różniące charakterystykami takimi jak zawartość bawełny i ligniny. A także analiza zdjęć zapasowej połówki do radiodatowania, wskazująca na to że nie widać na niej plam po wodzie, pomimo iż niedaleko jest wielka półokrągła plama po wodzie (przez długi czas myślano że użytej podczas pożaru w 1532 roku, jednak nowe analizy kształtu tych plam, i sposobu w jaki płótno było złożone w 1532 roku w Chambery, wskazują że pochodzi ona z wcześniejszej epoki[163]).
Dla niektórych wciąż to było za mało. Ciągle odwoływali się do opinii Flury-Lemberg, lub radiogramów. W 2005 roku Whangerowie przeanalizowali taśmę z pobrania próbek, klatka po klatce, i stwierdzili że da się zaobserwować szew przechodzący w poprzek próbki. Przejrzeli także radiogramy i stwierdzili ze da się na nich zaobserwować zróżnicowanie gęstości i kątów ustawienia nici wątku i osnowy w tym rejonie, a także ciągłość kilku nici wygląda na przerwaną.[164] Stawia to w nowym świetle ustalenia Kerstena i Grubera, którzy jak było wcześniej opowiedziane, za pomocą komputerowego dopasowania zdjęć próbek do zdjęć tkaniny z Całunu chcieli udowodnić, że próbki zostały podmienione na zlecenie Watykanu. Próbki mogły pochodzić rzeczywiście z Całunu… ale niekoniecznie z jego oryginalnej części!
Joe Marino razem z Edwinem Priorem, emerytowanym naukowcem NASA (Sue Benford niestety zmarła na raka w 2009 roku), przygotowali listę dotychczasowych dowodów i przesłanek przemawiających za tym że próbka pobrana do datowania pochodziła z ponownie utkanego regionu.[165] A lista ta jest długa, obejmuje kilkadziesiąt przypadków, i pokazuje że na długo przed datowaniem radiowęglowym w 1988 roku zdawano sobie sprawę z możliwości że pobrana próbka będzie pochodziła z ponownie utkanego rejonu Całunu. Kilka ciekawszych pozycji:
- W 1988 roku w Oxfordzie Hall zauważył kilka wystających z próbki nitek bawełny „które mogły zostać użyte do napraw w przeszłości” i usunął je.
- Riggi sam przyznał w raporcie z pobrania próbki że w próbce zauważono obce włókna
- W 1988 roku ekspert od tkanin, dr Stuart Fleming skomentował że ten rejon Całunu mógł być zacerowany w sposób niewidoczny gołym okiem, wbrew późniejszym twierdzeniom Flury-Lemberg.
- W Arizonie w próbce znaleziono również nić jedwabną, oraz kilka niebieskich włókien satyny.[166]
Od początku zdawano sobie sprawę że z tym rejonem Całunu jest coś nie tak, że ktoś tu już kiedyś pewnie coś majstrował… I zapewnienia Flury-Lemberg że eksperci tekstylni niczego anomalnego nie dostrzegli, choć powinni byli gdyby próbka była naprawiana, brzmią po prostu śmiesznie. Trudno się jednak temu dziwić –nie od dziś wiadomo że wśród specjalistów istnieje solidarność grupowa. Eksperci od tkanin popierają swoich, eksperci od radiodatowania swoich, a chemicy swoich. Do tego dochodzą jeszcze nieskrywane animozje pomiędzy poszczególnymi ośrodkami. Wiadomo że laboratoria radiowęglowe nie przyznają się do tego że skrewiły pomiar, ale również archidiecezja turyńska (na zleceni której Flury-Lemberg opiekuje się obecnie Całunem) się nie przyzna, że dostarczyła im felerne próbki. No a naukowcy byłego STURP-u ciągle nie mogą zapomnieć, że odsunięto ich od badań… i że kuria w Turynie robi sobie z płótnem co chce. Plus rywalizacja między amerykańskimi (szerzej anglojęzycznymi), a włoskimi (szerzej europejskimi) ośrodkami badań, każde z nich uważa że to oni mają większość udziału (jeśli nie monopol) naprawdę naukową o Całunie…
Badania kontynuowano. W 2010 roku G. Fanti, F. Crosilla, M. Riani, A.C. Atkinson przedstawili wyniki analiz rozkładu dat uzyskanych przez poszczególne laboratoria.[167] Wiadomo że Arizona przedstawiła 4 wyniki, Oxford 3, a Zurych aż 5. Tylko jak laboratoria podzieliły swoje próbki? Nie wiadomo. Mogły je pociąć na paski wzdłuż, wszerz, albo jeszcze jakoś inaczej. Każdy z tych pasków mógł mieć przypisany dowolny pomiar, ponadto nie wiadomo czy Arizona otrzymała jeden, czy dwa fragmenty próbki z dwóch końców. W sumie daje to 387 072 możliwych konfiguracji. Niezrażeni ta liczbą badacze starali się dopasować do każdej z nich płaszczyznę. Jeśli bowiem każdy fragment próbki ma swoje położenie w prostokącie, określone przez współrzędne x i y, oraz zmierzony wiek radiowęglowy t, jako trzecią współrzędną to da się metodą regresji liniowej w tej przestrzeni dopasować płaszczyznę pokazująca trend wyników, według wzoru:
t=Ax+By +C
Gdzie A, B, C to są odpowiednie stałe współczynniki. Jeśli rozkład starej i nowej materii w próbce jest w miale jednorodny, to współczynniki A i B powinny oscylować blisko zera. Po przeanalizowaniu histogramów regresji wszystkich 387 072 możliwych konfiguracji, okazało się że o ile w przypadku współrzędnej y (wszerz próbki), dopasowane współczynniki B rozkładają się niemal równomiernie wokół znormalizowanej wartości mniej więcej 0,5, to wzdłuż próbki (współrzędna x), niemal wszystkie konfiguracje dają współczynniki A mocno ujemne! Co oznacza że jeden kraniec próbki jest średnio o jakieś 200 lat starszy niż drugi, oddalony od niego o mniej więcej 3-4 centymetry! Oznacza to że w jednym końcu było więcej obcego materiału, np. nowych nici, niż w drugim. Datowanie było felerne.
Ale laboratoria nie chciały tego przyznać. Arizona przystąpiła do kontrataku. W grudniu 2010 roku obecny dyrektor tamtejszego laboratorium radiowęglowego A.J. Timothy Jull i jeden z współautorów nieszczęsnego artykułu z Nature, wraz z Rachel A Freer-Waters, ekspertką z tamtejszego Muzeum Stanowego opublikowali w czasopiśmie „Radiocarbon” (naczelnym periodyku karbonistów) analizę nie zużytego fragmentu próbki z Całunu Turyńskiego (oczywiście przez 20 lat milczeli że ją mają).[168] Fragment miał wymiary około 0,5 na 1 cm, masę 12,39 mg (a więc gęstość około 24,78 mg/cm2, w normie dla Całunu). Jull i Freer-Waters wzięli ją pod mikroskop i przeprowadzili badanie fluorescencji w ultrafiolecie (żadnych testów chemicznych, testów na wanilinę czy spektrometrii masowej produktów pirolizy oczywiście nie przeprowadzali). Stwierdzili: próbka w całości utkana z lnu, tylko kilka izolowanych włókien bawełny które zawsze mogły się przypadkiem tam znaleźć, brak obecności barwników. Wniosek: próbka pochodziła z głównej części Całunu, nie ma powodów by kwestionować wiarygodność datowania radiowęglowego. A podtekst (oczywiście nie wyrażony w sposób otwarty): te nitki które Rogers otrzymał od Gonelli to pewnie jakieś fałszywe są, albo może Rogers coś oszukiwał by obronić autentyczność Całunu. I znowu zawrzało…
Czy się jednak martwić? Niekoniecznie. Nie ma żadnej gwarancji, poza słowem Julla, że to jego próbka, a nie nici Rogersa pochodzą z wyciętego fragmentu Całunu. W najgorszym wypadku jest to słowo przeciw słowu, spór kto ma podstawioną fałszywkę. Jeśli chodzi o pozostałe laboratoria to obecny Christopher Ramsey, obecny dyrektor laboratorium w Oxfordzie (dużo bardziej otwarty na współpracę z badaczami Całunu niż jego poprzednicy) potwierdził ze Oxford zużył całą próbkę[169], co z Zurychem nie wiadomo. W 2012 roku Barrie Schwortz pojechał do Arizony i zrobił zdjęcia próbek.[170] Ale wcześniej oczywiście brutalnie przeanalizowano skąpy w treści artykuł Julla i Freer-Waters. Mark Oxley podsumował dotychczasowe dowody na naprawę, nieistniejące zdaniem Julla i Freer-Waters, a także wytknął że zarówno Riggi i testowe, jak i same laboratoria dawały całą masę sprzecznych ze sobą informacji jak próbki zostały podzielone, najpierw w Turynie, a następnie w poszczególnych laboratoriach.[171] Okazało się ponadto że artykuł z „Radiocarbon” podawał gęstość nici wątku jako 40 na cm, a osnowy na 30 na cm, podczas gdy eksperci tekstylni podawali mniej więcej odwrotne proporcje. Oznaczało to że najprawdopodobniej Jull i Freer-Waters pomylili sobie wątek z osnową (i ten artykuł podobno był recenzowany!). Także raportowana grubość płótna (0,25 mm) wydawała się zaniżona w stosunku do innych ocen (0,3-0,39 mm). Nie wiadomo skąd się wzięła próbka o wadze 12,39 mg, i z której części próbki wysłanej do Arizony została wycięta. Załóżmy jednak że rzeczywiście pochodzi z Całunu. Czy obala to ustalenia Adlera, Benford i Marino, Rogersa, Villareala i innych? Niekoniecznie. Mało kto zwrócił uwagę na jedną rzecz: ta próbka nie była datowana! Dlatego tak naprawdę nie stosują się do niej ustalenia pomiarów z Nature. Jedną z kwestii którą Flury-Lemberg i inni krytycy teorii o ponownym utkaniu fragmentu Całunu poddanego datowaniu wyciągnęli jej zwolennikom, jest to, że tak naprawdę nigdy nie określili oni precyzyjnie gdzie miałoby zaczynać się i kończyć cerowanie. Granice mogą być w dowolnym miejscu w rejonie próbki i poza nią. Stosunek ilości starych nici do wstawionych nowych może się radykalnie zmieniać w każdym miejscu próbki. Karboniści o tym dobrze wiedzą, a bezpośrednia dokumentacja datowań jest równie niedostępna jak byłe sowieckie archiwa. Dlatego też mogą do woli wypuszczać sprzeczne wersje o tym jak próbki zostały podzielone, dostosowując się do kolejnych teorii o przebiegu cerowania. Próbka ujawniona przez Julla i Freer-Waters, mogłaby pochodzić z oryginalnego fragmentu Całunu. Gdyby poddać ja datowaniu, mogłaby równie dobrze dać wiek trzynasty, jak i pierwszy. To tylko karboniści, opierając się na niedomówieniach, chcą nam wpoić przekonanie że jej skład i wiek koniecznie musi być taki jak innych datowanych próbek. Być może jest to po prostu ich szatański wybieg.
Tym bardziej warto mieć to na uwadze, że datowania z Arizony w głównym stopniu przyczyniły się do niezgodności statystycznych całościowego wyniku. W Nature przemilczano sprawę skombinowania 8, rzekomo zależnych pomiarów w 4 niezależne, i nigdy nie wyjaśniono dlaczego i w jaki sposób powiększono średni błąd Arizony z 17 do 31 lat BP. Kowariancja między zależnymi pomiarami? Tak czy owak, wiadomo przecież że Arizona poszła z datowaniem na pierwszy ogień. Wiadomo też o niedyskrecjach między laboratoriami, które przecież powinny były pracować niezależnie! Czyżby zatem rozrzut wyników w Arizonie był większy niż się spodziewano. Jeśli tak, to nie było jakimś specjalnym problemem poufnie posłać pozostałym dwóm laboratoriom wskazówki jak np. pokroić ich własne próbki by uniknąć nadmiernego rozrzutu wyników…
Nigdy jeszcze żadne inne datowanie radiowęglowe nie było tak skrupulatnie weryfikowane, jak datowanie Całunu Turyńskiego. W innych przypadkach zwykle nawet się nie zastanawiano dlaczego wychodzą anomalne wyniki, tylko je po prostu zamiatano pod dywan. W żadnym innym przypadku wobec datowania radiowęglowego nie narosło tyle niejasności, sprzeczności i podejrzeń –które sprawiają że wiarygodność uzyskanych wyników jest bliska zeru.
Wróćmy już do Żuka:
Jak widać niektórzy nie przyjmują do wiadomości, że rezultaty datowania radiowęglowego dobrze zgadzają się z danymi historycznymi — w obu wypadkach chodzi o pierwszą połowę XIV wieku.
Odpowiedź:
Jak pokazałem wcale się dobrze nie zgadzają. I ani w jednym, ani w drugim wypadku dane wcale nie wskazują jednoznacznie na pierwszą połowę XIV wieku.
Co więcej, splot tkaniny, z której wykonano Całun był stosowany we Francji właśnie w tym okresie.
Odpowiedź:
Nawet jeśli był (bo tak twierdzą Knight i Lomas na których się Żuk opiera[172]), to zapewne nie tylko tam i nie tylko w tym okresie. Sposób utkania Całunu Turyńskiego to jodełkowy splot z nici skręconych w kształcie litery Z, typu 3:1 , tzn. wątek przechodzi na przemian pod trzema i nad jedną nicią osnowy. Większość ówczesnych tkanin była tkana w systemie 1:1, prostym splotem płóciennym, z nici skręconych w kształcie litery S. Archeolodzy znaleźli w rejonie Qumran 32 tkaniny wykonane skrętem typu S i tylko jedną skrętem typu Z.[173] Uważa się że Całun Turyński wkrótce po utkaniu został ufarbowany na biało (obecnie ze starości nieco zżółkniał), przy czym brak barwnika w miejscach przecięcia się włókien sugeruje że płótno zostało wybielone całe, już po utkaniu. Taki sposób postępowania był powszechny do około VIII wieku -później zaczęto stosować wybielanie włókien przed tkaniem, chociaż trzeba przyznać, że przypadki wybielania całych płócien pojawiały się aż do XVI stulecia.[174]
Jak już mówiłem nikt nie zna płótna starszego niż połowa XVI wieku, które byłoby pod wszystkimi cechami (len, 3:1, splot jodełkowy) identyczne z Całunem Turyńskim.[175] Podobne płótna, mające różne kombinacje tych cech, znane były zarówno w średniowieczu jak i starożytności. Tkaniny wykonane splotem 3:1 (co prawda z jedwabiu, a nie z lnu) znaleziono w syryjskiej Palmyrze (datowane na okres przed 276 n.e.) oraz w dziecięcej trumnie w Holborough w hrabstwie Kent w Anglii, datowanej na ok. 250 n.e.[176] W Austrii znaleziono tkaniny wykonane splotem jodełkowym z około 400 r. p.n.e. , a także w Irlandii z czasów około 600 r. p.n.e., w Chinach z czasów około 200 r. p.n.e.[177] Malowidła krosien używanych do wykonywania płócien splotem jodełkowym pojawiały się już w egipskich grobowcach z około 3000 roku p.n.e.[178] W Tuluzie, w jednym z grobów znaleziono tunikę z X wieku wykonaną splotem 3:1, splot ma kształt rombów.[179] Istnieje też lniana tkanina z nadrukowanymi wzorami wykonana splotem Z 3:1 wykonana we Włoszech w XIV wieku, z której jeden fragment znajduje się w Londynie, a drugi w Cluny.[180] W Masadzie znaleziono płótna tkane diamentowym splotem skośnym, jeszcze bardziej skomplikowanym niż zastosowany w Całunie.[181] I tak dalej. Nie da się powiedzieć gdzie i kiedy Całun został utkany, na podstawie samych cech tkaniny, ale nie ma nic co zaprzeczałoby że mógł zostać użyty przy pogrzebie Jezusa. Jednak sceptycy lubią się przyczepiać do każdej cechy, byleby tylko „udowodnić” że Całun „nie mógł” być żydowskim płótnem pogrzebowym z I wieku. Jak znajdzie się jakąś tkaninę wykonaną splotem jodełkowym 3:1, to miauczą że źle, bo jest wykonana z wełny, albo z jedwabiu, jak się znajdzie jakaś wykonana z lnu, to beczą że nie ma ona splotu 3:1, tylko na przykład 2:2, jak się znajdzie jakaś egipska lniana szarfa wykonana splotem skośnym 3:1, to biadolą że za mała i za wąska. Jak w jaskini koło Jerycha odnajdzie się olbrzymi, utkany w jednym kawałku lniany całun pogrzebowy o rozmiarach 7×2 m (prawie dwa razy większy od Całunu Turyńskiego!) z 4000 r. p.n.e. to znowu niedobrze, bo nie jest wykonany splotem jodełkowym. Plus płacz, że krosna z pedałami, na których w późniejszej epoce tkano podobne płótna, są znane dopiero od około 300 r. n.e. (choć nie da się wykluczyć że być może istniały już wcześniej), a rozpowszechniły się w czasach islamskich.[182] Jednak nie oznacza to że Całun nie mógł zostać wykonany na ręcznych krosnach przez kilkuosobowy zespół tkaczy, jak do dziś jest to praktykowane przez Beduinów. Przypomina to argumentowanie że Rzymianie nie mogli budować dróg i budowli z betonu, bo betoniarki wymyślono dopiero w erze przemysłowej.
Dla sceptyków wszystko będzie źle, dopóki się nie znajdzie drugie płótno dokładnie kubek w kubek jak Całun Turyński, i to z Palestyny z I wieku. Co jest idiotyczne, bo jak wspomniałem nie znaleziono żadnej drugiej takiej tkaniny, przynajmniej przed drugą połową XVI wieku. A tymczasem Całun Turyński istniał co najmniej od połowy XIV wieku, choć wedle logiki sceptyków nie powinien w ogóle istnieć (powiem więcej, w ogóle nic nie powinno było istnieć, bo zawsze musi się znaleźć pierwszy, unikatowy egzemplarz).
Poza tym sami biskupi w XIV wieku kwestionowali autentyczność Całunu, a Watykan nigdy nie uznał go oficjalnie za relikwię, chociaż zaakceptował jako ludowy kult.
Odpowiedź:
I co z tego że kwestionowali? Mało to późniejszych świętych miało problemy z kościelną hierarchią? „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny znalazł się przecież nawet na Indeksie Ksiąg Zakazanych! Początkowo negatywne nastawienie z czasem może się zmienić, gdy sprawa zostanie ponownie przeanalizowana i oceniona. A to że Watykan nigdy oficjalnie nie uznał Całunu za relikwię jest bez znaczenia. To nie do Watykanu należy ocena czy jest to autentyczne płótno grobowe Jezusa Chrystusa, czy nie. I Watykan, czy Kościół Katolicki w ogóle przyjmuje zachowawczą postawę, będąc otwartym na każdą możliwość. Chrześcijanie czy w szczególności katolicy nie są zobowiązani by wierzyć w autentyczność Całunu Turyńskiego. I również wśród katolików znajdą się tacy którzy w nią nie wierzą. Sto lat temu największymi przeciwnikami autentyczności byli księża, Ulysses Chevalier i jezuita Herbert Thurston.[183] Zresztą w ogóle oficjalne wypowiedzi papieży i innych hierarchów na temat Całunu to mistrzostwo świata: jak coś powiedzieć, ale w taki sposób żeby tego nie powiedzieć. Nie mogą oni przecież oficjalnie mówić: tak Całun jest autentyczny, choć oczywiście doskonale wiadomo że tak myślą. Być może jednak niektórzy papieże, zwłaszcza w pierwszej połowie XX wieku, przekroczyli już „cienką czerwoną linię”. W 1936 roku Pius XI, po audiencji dla tysiąca młodych katolików, którym przekazał reprodukcje zdjęć Enriego z 1931 r., wypowiedział się tymi słowy:
„Oto obrazki, które przekazał nam Opatrzność […] Nie są to wizerunki Maryi, lecz Jej Boskiego Syna. Można więc powiedzieć, że są one najbardziej sugestywnymi, najpiękniejszymi, najcenniejszymi jakie tylko można zapragnąć. Pochodzą one z wciąż tajemniczego przedmiotu, lecz z pewnością nie ludzką ręką uczynionego (to można już uważać za udowodnione), to znaczy z Całunu Turyńskiego”[184]
W 1953 roku Pius XII, w orędziu radiowym do odbywającego się w Turynie Narodowego Kongresu Eucharystycznego wspomniał że:
„[Turyn] przechowuje jako cenny skarb Święty Całun, który ku naszemu wzruszeniu i pociesze ukazuje obraz martwego ciała i Boskiego oblicza Jezusa.”[185]
W 1967 roku Paweł VI wspomniał w homilii:
„Być może już sam obraz Świętego Całunu daje nam coś z tajemnicy tej ludzkiej i boskiej Postaci.”[186]
A w 1989 roku Jan Paweł II, podczas pielgrzymki na Madgaskar, zapytany w samolocie przez Orazio Petrosilla co sądzi o Całunie, odpowiedział: „Jest to z pewnością relikwia.” Na kolejne pytanie: „Czy Ojciec Święty uważa że jest autentyczna?” odpowiedział „Jeżeli chodzi o relikwię, myślę, że tak. Jeżeli wiele osób tak myśli, ich przekonanie, że widzą w niej odbicie ciała Chrystusa, nie jest bezpodstawne.” Później L’Osservatore Romano ocenzuruje tę wypowiedź, która wymsknęła się papieżowi.[187]
I jeszcze jedna rzecz. Jako ostatnią swoją decyzję, ustępujący papież Benedykt XVI zarządził wystawienie telewizyjne Całunu Turyńskiego, drugie w jego historii (pierwsze odbyło się 23 listopada 1973 roku), w Wielką Sobotę 30 marca 2013 roku – i to nie byle jakiego roku, tylko Roku Wiary.[188] Ten gest chyba sam mówi, jaka była na temat Całunu Turyńskiego opinia Benedykta XVI…
Kościół nie wpisał też do swoich rejestrów żadnych cudów związanych z Całunem Turyńskim, co jest dość dziwne, skoro „cudowne” uzdrowienia i nawrócenia zdarzają się przy relikwiach o dużo mniejszej wadze gatunkowej i w miejscach rzekomych objawień.
Odpowiedź:
Jakże niesamowite jest to że ateusz sądzi że Całun Turyński będzie czynił cuda! Których, nawiasem mówiąc –mało kto oczekuje. Rola Całunu nie na tym polega.
Niemniej jednak w dawnych kronikach istnieją przekazy (pytanie tylko na ile wiarygodne) o cudach dokonywanych za pośrednictwem Całunu Turyńskiego, począwszy od uzdrowienia króla Abgara przez Mandylion (który mógł, ale nie musiał być tożsamy z Całunem), poprzez uzdrowienie ślepca w czasie przeniesienia Mandylionu do Konstantynopola w 944, aż po odzyskanie głosu przez niemego kiedy w 1578 roku Całun przeniesiono do Turynu.[189] Z nowszych dziejów Całunu znany jest przypadek weterana RAF-u, pułkownika Leonarda Cheshire’a. Zafascynowany fotografią Całunu opublikował on kilka artykułów na ten temat, a w 1955 roku otrzymał list od Weroniki Woolam z Gloucester, matki jedenastoletniej Józefiny, nieuleczalnie chorej na zapalenie szpiku. Dziewczynka wierzyła, że gdyby dotknęła się Całunu to wyzdrowiałaby. Cheshire przesłał jej fotografię, która powoduje nieoczekiwana poprawę jej stanu zdrowia, Józefina w ciągu pięciu dni zostaje wypisana ze szpital, i może poruszać się na wózku. Cheshire organizuje jej pielgrzymkę do Turynu. Udało mu się uzyskać zezwolenie Umberta II na wyciągnięcie Całunu z relikwiarza i dotknięcie go przez dziewczynkę. Nie wyzdrowiała od razu, ale później na tyle stan jej się poprawił że mogła chodzić, wyjść za mąż i prowadzić normalne życie, oraz przybyć w 1978 roku na kolejne wystawienie Całunu. Zmarła jednak w wieku trzydziestu-kilku lat.[190] Może ten przypadek nie przeszedłby watykańskich kryteriów weryfikacji cudów, ale jest wymowny. Największym jednak cudem Całunu jest chyba jednak samo powstanie na nim wizerunku.
Niezależnie od analiz radiowęglowych prowadzono również badania innego rodzaju. Walter McCrone uzyskał dostęp do materiałów pobranych z powierzchni Całunu dla Shroud of Turin Research Project i wykrył w nich obecność ochry i cynobru – farb, których malarze używali od IX wieku. McCrone znalazł także ślady zwierzęcego kolagenu stanowiącego nośnik dla barwników. Oznaczało to według niego, że obraz został namalowany w średniowieczu, czyli był falsyfikatem. Wyniki tych badań opublikowane w roku 1989 okazały się nie do podważenia w warstwie faktograficznej, lecz wnioski, jakie wyciągnął z nich McCrone są błędne.
Otóż Isabel Piczek w roku 1993 ogłosiła, że obecność farb wskazuje tylko na kopiowanie Całunu przez malarzy, być może chodzi o przykładanie namalowanych kopii do oryginału, aby je ze sobą porównać, co jednak nie oznacza, że sam Całun Turyński został namalowany. McCrone tak bardzo chciał wykazać fałszywość Całunu, iż popełnił błąd w rozumowaniu. Najwyraźniej bowiem wizerunek jest rezultatem zmian we włóknach tkaniny, a farby znalazły się na powierzchni później.
Odpowiedź:
I tyle można powiedzieć o McCronie.
Sam zarys postaci zaś to prawdopodobnie przykład wzorów Volckringera, o których piszą Christopher Knight i Robert Lomas (Ch. Knight, R. Lomas, Drugi mesjasz. Templariusze, Całun Turyński i wielkie tajemnice masonerii. Warszawa 1998). Wzory Volckringera powstają jako ślady utleniania pozostawione przez substancje chemiczne, głównie kwas mlekowy wydzielany przez organizm w stanie silnego stresu lub podczas agonii. Tego rodzaju ślady znane są ze starych zielników, gdzie pod zasuszonymi roślinami znaleziono na papierze brązowe, jakby cieniowane odbicia roślin. Zależnie od odległości obserwowany jest różny stopień pociemnienia, co daje efekt przestrzenności obrazu, a przy odpowiedniej obróbce komputerowej można go przełożyć na trzy wymiary.
Odpowiedź:
Klasyczna teoria Volckringera oparta jest na obserwacji powstawania odbitek roślin zasuszonych w zielnikach. Hipoteza ta sugeruje jakoby kwasy wydobywające się z ciała utleniły celulozę w lnianym płótnie tworząc obraz (podobny efekt jak dla liścia trzymanego między kartkami zeszytu). Ma ona co prawda kilka podobieństw wizerunkiem z Całunu Turyńskiego –odbicia są monochromatyczne, izotropowe, nie są utworzone przez barwnik, nie fluoryzują, i są termostabilne.[191] Ale ma też wiele wad, które dyskwalifikują ją jako przyczynę powstania wizerunku na Całunie. Zjawisko to jest bowiem procesem kontaktowym, aby powstał obraz tkanina musiałaby się stykać bezpośrednio z ciałem, co prowadziłoby to powstania dużych zniekształceń, co jest cechą wspólną wszelkich teorii kontaktowych. W przypadku liścia, jest on w miarę płaski, toteż może sobie leżeć spokojnie między płaskimi kartkami i się odwzorowywać, przy czym bardziej wystające części (na których się jego ciężar opiera jak na filarach mostu) będą silniej przylegać do papieru, dając pewne efekty trójwymiarowe. Jednak owinięcie w taki sposób skomplikowanej bryły ciała człowieka jest po prostu wykluczone. Intensywność odwzorowania zależy od nacisku, toteż obraz pleców byłby wyraźniejszy niż obraz przodu, co na Całunie Turyńskim nie zachodzi (oba obrazy są porównywalnie jasne). Co więcej, obrazy roślin zwykle odwzorowują się najlepiej kilka kartek dalej, w taki sposób kwasy przenikają przez papier. Przez włókna i nici przenikałyby tak samo, o powierzchniowym obrazie nie ma nawet co marzyć. O innych problemach z tą hipotezą nie wspominając.[192]
Modyfikacją hipotezy Volckringera, tak daleko idącą, że moim zdaniem należy ją uznać za zupełnie odmienną teorię, jest hipoteza Alana Millsa, na której opierają się Knight i Lomas.[193] Polega ona na założeniu że w wydzielonym przez organizm kwasie mlekowym mogłyby się tworzyć wolne rodniki tlenu. Unosiły by się one pod wpływem prądów konwekcyjnych podążających od ciepłego jeszcze ciał ku górze, i reagowały chemicznie z celulozą w tkaninie. Wg Millsa taki wolny rodnik miałby czas połowicznego rozpadu równy 80 milisekund, większa odległość płótna od ciała sprawiałaby że mniejsza ich ilość docierałaby do płótna i stąd efekt trójwymiarowy. No fajnie, tylko co z wizerunkiem pleców? Problemów jest zresztą znacznie więcej. Bo teoria Millsa to tak naprawdę kuzynka starej teorii waporografii Vignona, podobnie jak teoria reakcji Maillarda zaproponowana przez Rogersa. Wszystkie one opierają się na wydzielaniu jakichś gazów z ciała, które w jakiś tam określony sposób reagowałyby z włóknami tkaniny. Tyle że te gazy musiałyby jakoś przebyć dystans od ciała do płótna i odwzorować poszczególne punkty tego pierwszego, uwzględniając informację o przebytej odległości. Tymczasem gaz, unosząc się z jakiejkolwiek powierzchni, podlega dyfuzji, jego cząsteczki w wyniku chaotycznych procesów zderzeniowych rozchodzą się do miejsc gdzie ich koncentracja jest mniejsza, aż w końcu wszędzie się wyrówna. Kierunek rozchodzenia się oparów gazu nie odpowiada kierunkowi od ciała do płótna. A co za tym idzie, obrazy uzyskane metodą dyfuzji jakiegoś nośnika zawsze okazywały się rozmyte i niewyraźne. Nawet gdyby wpływ dyfuzji udało się zminimalizować (poprzez pionowy ruch całych baniek gazu, jak w procesach konwekcyjnych, a nie poszczególnych cząsteczek jak w dyfuzji), to nadal, za wyjątkiem teorii Millsa, nie ma niczego co potrafiłoby wyjaśnić korelację pomiędzy jasnością obrazu a odległością ciała od płótna. A nawet w przypadku teorii Millsa taka korelacja mogłaby zaistnieć tylko w teorii, gdyby ciało było pokryte równomierną warstwa kwasu mlekowego. I gdyby ono, a także płótno, były powierzchniami płasko-równoległymi –bo oczywiście tylko takie zwykle bierze się w rozważaniach teoretycznych, jakiekolwiek inne wprowadzają niesłychane wprost komplikacje. Tymczasem nieregularna bryła ciała ludzkiego wprowadzałaby niebywałe wprost zaburzenia, wprowadzając zapewne również turbulencje. Nigdy w żadnym doświadczeniu nie udało się uzyskać za pomocą opisanych zjawisk obrazu równie doskonałego jak na Całunie Turyńskim.[194]
Podobne efekty są znane ze szpitali, kiedy ludzie cierpiący pozostawiają czasem ślady jakby przypalenia odpowiadające kształtom ich ciała.
Odpowiedź:
Istnieją incydentalne przypadki gdy na materacach, prześcieradłach, płótnach pogrzebowych itp. pojawiają się wizerunki ciała, lub raczej jego fragmentów, w przypadku tak osób zmarłych jak i żywych.[195] Zwykle są to jakieś odciski dłoni, ramion, pleców, czasem twarzy lub jej fragmentów. Często są to wizerunki trudne do wytłumaczenia, podobnie jak Całun Turyński. Jednak żaden z nich nigdy nie dorównał perfekcyjnością Całunowi Turyńskiemu i nie miał wszystkich jego cech charakterystycznych. W badanym przez Zugibe’go przypadku „Lesa” , zmarłego w 1981 roku 44-letniego pacjenta z Indii Zachodnich, odbiły się odciski ramienia i dłoni z wyraźnie zaznaczonymi konturami, w przeciwieństwie do Całunu na którym nie ma wyraźnych konturów. Porównywanie tych wypadków z Całunem Turyńskim to jak porównywanie samolocików z papieru do naddźwiękowego Concorde’a.
Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć że nigdy nic nie wiadomo, może na jakiś innych nieznanych płótnach pogrzebowych utworzyły się wizerunki analogiczne jak w przypadku Całunu Turyńskiego. Być może, bo należy zauważyć że zdecydowana większość płócien pogrzebowych ulega zniszczeniu razem z gnijącymi zwłokami, a te które zostają odzyskane stanowią bardzo nieznaczny promil wszystkich. Ale ten argument bardzo łatwo odwrócić na korzyść zwolenników Całunu Turyńskiego. Zdecydowana większość płócien pogrzebowych pozostaje w grobie i tam ulega zniszczeniu. Ale to płótno zostało z jakichś powodów zachowane! Co więcej, nieboszczyk w nie owinięte przebywał w nim nie dłużej niż dwa dni. Świadczą o tym trzy rzeczy. Po pierwsze: obecność stężenia pośmiertnego ustępującego po 2-4 dniach po śmierci. Po drugie: brak śladów procesów gnilnych, które również wystąpiłyby po 1,5-2 dniach od śmierci (zależnie od temperatury, wilgotności i ewentualnie zastosowania środków konserwujących w postaci mirry i aloesu, które mogą ten okres przedłużyć odstręczając robactwo), a po trzecie brak powtórnego rozpuszczania skrzepów w wyniku fibrynolizy, co też następuje po 1,5-2 dniach. Co ważne: obraz plam krwi pozostaje niezaburzony. Co oznacza że płótna z trupa nikt nie zrywał… po prostu zwłoki gdzieś zniknęły i tyle…[196] Nawet gdyby na Całunie nie było żadnego wizerunku, to już same plamy krwi świadczyłyby że zaszło tu coś niezwykłego.
Ale wizerunek jest. Niewytłumaczalny. Ray Rogers sądził że jego teoria reakcji Maillarda jest w stanie w naturalistyczny sposób, bez odwoływania się do cudów, wyjaśnić powstanie wizerunku na Całunie. Rogers był chemikiem, przeprowadził odpowiednie eksperymenty i stwierdził że przy odpowiednich warunkach da się tą metodą uzyskać zabarwienie poszczególnych włókien o właściwościach takich jak na Całunie. Ale nie był fizykiem i nie interesowała go tak naprawdę praktyczna niemożliwość uzyskania tak doskonałych makroskopowych właściwości wizerunku w wyniku procesu gazowej dyfuzji. Jak to możliwe utworzyć tak niezwykły obraz nie zaprzeczając statystycznym prawom termodynamiki? Rogers uznał że nie ma sensu rozważać tego problemu, ot zdarzył się taki nieprawdopodobny wypadek i my możemy jedynie a posteriori dociekać jak to się w sposób naturalny stało (nie oznacza to że teoria Rogersa zaprzecza Zmartwychwstaniu, po prostu w ogóle nie bierze go pod uwagę). Może tak się stało, może nastąpił taki zupełnie niewyobrażalny wypadek –w teorii nie jest to niemożliwe. Tyle że tak nieprawdopodobne, że prędzej bym się spodziewał że odkryty basen olimpijski w letnie upały sam z siebie zamarznie (co też jest teoretycznie możliwe)… I dlaczego zdarzyło się to akurat w przypadku osoby, która przeszła dokładnie identyczne męki jak opisywane w Ewangelii męki Jezusa z Nazaretu, z którym być może jest po prostu tożsama… Chyba że czyjaś niewidzialna ręka kierowała torem każdej cząsteczki amoniaku… Zmartwychwstanie Jezusa i utworzenie wizerunku mogło się odbyć również i bez błysku… ale w równie cudowny sposób!
Wróćmy już do Żuka, powoli podsumowującego swoje fałszywe wyobrażenia o Całunie:
Wizerunek na Całunie Turyńskim również przypomina przypalenie (utlenienie, odwodnienie, zmiana struktury) i dlatego należy sądzić, że człowiek przykryty tym płótnem przeszedł ogromne cierpienia.
Odpowiedź:
Człowiek z Całunu niewątpliwie przeszedł ogromne cierpienia, jednak nie ma to żadnego bezpośredniego związku z fizyczno-chemicznymi właściwościami włókien z Całunu. A przynajmniej tego nie udowodniono, bo proces powstawania wizerunku ciągle jest nieznany, i nie wiadomo czy jakieś substancje wydzielane pod wpływem określonych tortur w jakikolwiek sposób mogły się do tego przyczynić.
W świetle tych ustaleń można stwierdzić, że wedle wszelkich danych Całun Turyński pochodzi z XIV wieku z Francji i chyba nigdy nie znalazł się na terenie Palestyny. Świadczą o tym zapiski historyczne znane od sześciuset lat. Badania fizyczne, chemiczne i palynologiczne dobrze pasują do tych danych, chociaż nie przekonują ludzi wierzących w autentyczność Całunu.
Odpowiedź:
Wedle praktycznie wszelkich danych można wyciągnąć zupełnie odmienne wnioski –pasują one doskonale do tezy o oryginalności Całunu. Ale sceptyków nic nie przekona że białe jest białe, a czarne jest czarne.
To świetny przykład, jak wiara i nastawienie badaczy mogą zakłócać proces poznania i zamykać umysły na oczywiste dane eksperymentalne.
Odpowiedź:
Dokładnie.
Logicznego wyjaśnienia, czym był Całun Turyński należy szukać gdzieś w XIV wieku. Można zatem, w ślad za Knightem i Lomasem przyjąć, że na Całunie znajduje się odbicie ciała zamęczonego w roku 1314 ostatniego wielkiego mistrza Templariuszy Jakuba de Molay. Powstaje jednak pytanie, dlaczego oprawcy de Molaya mieliby naśladować ewangeliczny opis męki Jezusa? Postępując w ten sposób mogliby narazić się na oskarżenie o bluźnierstwo. Ponadto budowaliby legendę wielkiego mistrza jako męczennika, chociaż inkwizytorom chodziło o jego zniszczenie, a nie o wykreowanie na nowego mesjasza. Poza tym krzyżowanie nie było karą stosowaną we Francji w XIV wieku. Jak dziwaczne musiałoby być myślenie inkwizytorów, żeby torturowali de Molaya dokładnie tak, jak Jezusa, a potem starannie okryli go długim pasem płótna? Na dodatek owinęliby go Całunem jeszcze przed śmiercią, co pokazują ślady zachowane na tkaninie. Co prawda Knight i Lomas efektownie łączą Całun, klęskę Templariuszy i masonerię, ale trudno ich spekulacje uznać za prawdopodobne. Mogą raczej być scenariuszem do filmu.
Odpowiedź:
Żuk sam przyznaje że jego podstawowa lektura na temat Całunu to tak naprawdę jeden wielki stek wymysłów. Knight i Lomas ubzdurali sobie (między innymi) że zakon Templariuszy powstał z inicjatywy tajemniczego bractwa Rex Deus (Królów Boga), będących spadkobiercami pierwotnego, całkowicie żydowskiego Kościoła Jerozolimskiego i starotestamentalnej tradycji kapłańskiej, a właściwie masońskiej, którego naukę miał wypaczyć heretyk Paweł, założyciel trzymającego świat w ciemnocie Kościoła Rzymskokatolickiego. Rex Deus mieli sprowokować krucjaty i założyć Zakon Templariuszy, by wydobyć masońskie sekretne pisma, ukryte po zburzeniu Jerozolimy przez Rzymian w 70 roku. Wśród tajnych rytuałów praktykowanych przez pierwotny Kościół Jerozolimski, a które wypaczył Paweł , miałby być rytuał „zmartwychwstania za życia”, polegający na symbolicznym owinięciu adepta sztuk masońskich pogrzebowym płótnem. Rytuał ten miał być praktykowany w Zakonie Templariuszy. Kiedy aresztowano Templariuszy, to inkwizytorzy z zemsty za znieważanie krzyża (rzecz jasna Rex Deus brzydzili się „błędną” katolicką interpretacją), oraz z braku pod ręką innych narzędzi tortur mieli ukrzyżować Wielkiego Mistrza Jakuba de Molay, a następnie sparodiować rytuał „zmartwychwstania za życia”. De Molaya ubiczowano, ukrzyżowano, a następnie żywego jeszcze zdjęto z krzyża i owinięto w Całun. Tak miał powstać na nim wizerunek. W końcu płótno zdjęto z de Molaya, którego po torturach uwieziono, a po siedmiu latach spalono na stosie. Całun miał trafić do powiązanej z Templariuszami rodziny de Charny, i tak to wszystko się zaczęło.
Idiotyzm hipotezy Knighta i Lomasa, po tym co już wcześniej napisałem, jest chyba dla wszystkich oczywisty. Można jeszcze wspomnieć że de Molay w momencie aresztowania miał ponad 60 lat, a wiek Człowieka z Całunu określa się (po zmarszczkach i ocenie zawartości tkanki tłuszczowej) na góra 40 lat[197] (Jezus urodził się około7-6 r. p.n.e., a został ukrzyżowany najprawdopodobniej 7 kwietnia 30 r., lub tez 3 kwietnia 33 r. n.e.). Co jeszcze jest ciekawe, w całej tej swojej wyssanej z palca rekonstrukcji ukrzyżowania de Molaya, Knight i Lomas ani słowem nie wspominają o ranie z boku![198]
Odpowiedzi należy chyba szukać w obszarach mniej tajemniczych i nie tak sensacyjnych. Otóż XIV wiek to czas załamania europejskiej gospodarki związanego z ochłodzeniem na półkuli północnej. Jest to czas obniżonych plonów, powtarzających się plag głodu, epidemii pustoszących Europę i fanatycznych ruchów religijnych. Wielu spodziewało się rychłego końca świata zapowiadanego przez szaleńców, świętych i mistyków. Po miastach krążyli biczownicy, którzy byli przekonani, że raniąc swoje ciała ratują dusze, a ich cierpienie przebłaga gniew niebios. Jest to epoka, kiedy wierzono, że naśladowanie Jezusa uchroni przed siłami piekieł i odwróci nieszczęścia spadające na ludzkość. Prawdopodobnie naśladowanie nie zawsze polegało tylko na modlitwie, poszczeniu i biczowaniu. Niektórzy poddawali się torturom na wzór Jezusa, pozwalali się koronować cierniem i krzyżować, a po zainscenizowanej śmierci byli symbolicznie składani do grobu. Potem ich leczono i mogli wrócić do normalności.
Nie jest to wyłącznie fantazja, ponieważ podobne praktyki są znane do dziś. Wystarczy przypomnieć dobrowolne krzyżowanie się Meksykan i Filipińczyków podczas Wielkanocy. Część z nich jest tylko przywiązywana do krzyża, lecz niektórzy chcą być przybijani wielkimi gwoździami. Po pewnym czasie są zdejmowani z krzyża i symbolicznie składani do grobu, a potem leczeni. Zdarza się nawet, że ta sama osoba poddaje się ukrzyżowaniu więcej niż tylko raz.
Można przypuścić, że zbliżone formy kultu były praktykowane również w średniowieczu, zwłaszcza w okresach wzrostu fanatyzmu.
Odpowiedź: Owszem, mentalność ludzi późnego średniowiecza i podejście np. do tematu ukrzyżowania Chrystusa drastycznie się zmienia, z różnych powodów, być może nie ograniczających się jedynie do klęsk żywiołowych… Jest to czas świętego Franciszka, pierwszego stygmatyka, wkrótce pojawią się kolejni. Rozwijają się widowiska pasyjne. Pojawiają się też i fanatycznie nastawieni osobnicy, jednak ich postawa wcale nie budzi zachwyt, raczej oburzenie. W 1222 roku w Oksfordzie zanotowano przypadek że pewien młody człowiek:
„ukrzyżował się […] twierdząc, że jest Synem Bożym i Odkupicielem Świata. Wyrokiem Rady [Miejskiej] został wtrącony do więzienia, gdzie zamknięto go do końca życia.”[199]
Jako że nie mógł sam siebie przybić do krzyża (z oczywistych względów), można wnioskować że nie była to postawa odosobniona. Jednak w żaden sposób nie zbliża nas to do odpowiedzi o powstanie Całunu Turyńskiego. Nawet jeśli jakiś nadmierny dewota chciałby się dać w możliwie jak najbardziej zbliżony do Chrystusa sposób ukrzyżować i owinąć w płótno pogrzebowe, to po pierwsze musiałby wiedzieć jak, a po drugie, nawet jakby to zrobił to wciąż pozostawałoby pytanie jakim cudem się wziął wizerunek na Całunie i wszystkie jego cechy szczególne (oraz detale typu palestyńskie pyłki, rzymskie bicze, starożytne szwy, wymiary w łokciach asyryjskich itd.), kierujące nas do jerozolimskiego grobu u podnóża Golgoty
Przy tym założeniu byłoby jasne, dlaczego ktoś tak precyzyjnie starał się odwzorować cierpienia Jezusa i dlaczego osoba owinięta w Całun jeszcze żyła wbrew ewangelicznym przekazom o śmierci Jezusa.
Odpowiedź:
Primo: osoba owinięta w Całun była martwa. Secundo: Wcale nie byłoby jasne dlaczego ktoś tak precyzyjnie starałby się wszystko odwzorowywać. Wymagałoby to zupełnie fantastycznych przygotowań i dziesięcioleci studiów jakiegoś kompletnie porąbanego genialnego świra, któremu pomyliło się że w ten sposób przypodoba się Bogu. Czy znalazłby się w całej historii ludzkości ktoś równie genialny co kopnięty?
Nie trzeba więc karkołomnych hipotez o krzyżowaniu de Molaya podczas inkwizycyjnych przesłuchań. Poza tym unika się kłopotliwego pytania o to, jak Kościół mógłby zaakceptować Całun Turyński, gdyby należał on do potępionego wielkiego mistrza templariuszy?
Odpowiedź:
Za to mnoży się kolejnych absurdów.
Jeśli te przypuszczenia są bliskie prawdy
Odpowiedź:
Są bardzo od niej dalekie!
, Całun pochodzi ze średniowiecza, co pokazało badanie radiowęglowe.
Odpowiedź:
Jedyne co pokazało datowanie radiowęglowe to to, że niektórym tzw. „naukowcom” nie należy ufać, oraz w jaki sposób za pomocą jednego spartolonego badania można manipulowac opinią publiczną.
Rycerz de Charney wszedł w posiadanie tego płótna prawdopodobnie na terenie Francji, a nie Palestyny, o czym świadczą analizy pyłków.
Odpowiedź:
Godfryd de Charny mógł sobie wejść w posiadanie Całunu na terenie Francji, Grecji czy gdziekolwiek indziej, a pyłki nie mają nic do tego. One jedynie sugerują że płótno naprawdę przebywało w Palestynie. I to zapewne jakieś niemal 1300 lat przed narodzinami Godfryda
Być może ktoś dobrowolnie poddał się torturom, aby powtórzyć cierpienia i śmierć Jezusa. Rycerz przechowywał tkaninę jako niebywałe świadectwo czyjejś pobożności, być może nawet znał tę osobę i dlatego nie chciał wyjawić jej imienia.
Odpowiedź:
Być może. Niezwykłym zbiegiem okoliczności byłoby jednak że ów kumpel Godfryda był bliźniaczo podobny do Chrystusa znanego z całej bizantyjskiej ikonografii począwszy od VI wieku, i że to właśnie jemu się przytrafiło powstanie tego niezwykłego wizerunku… Poza tym jakie „niebywałe świadectwo pobożności”? Ten gość byłby po prostu zwykłym świrem, bluźniercą, w dodatku samobójcą, a przecież samobójstwo było w owych czasach niezwykle surowo potępiane przez Kościół, samobójców nie chowano w poświeconej ziemi.
Resztę tej historii dopisali ludzie szukający świętości.
Odpowiedź:
Raczej taką historię dopisał sobie nie mający bladego pojęcia o Całunie Żuk, szukając „racjonalnego” wyjaśnienia zagadnienia którego kompletnie nie rozumie. W końcu to Racjonalista.pl – W Pogoni Za Rozumem. Stanowi to przykład bardzo prostego zjawiska psychologicznego zwanego racjonalizacją. Jest to w tym wypadku szukanie na siłę pozornie logicznego uzasadnienia swoich przekonań (w tym przypadku o fałszywości Całunu Turyńskiego), byleby uniknąć otwartego przyjęcia wiadomości które tym przekonaniom przeczą. Jest to budowanie mitów, byleby uniknąć zmierzenia się z faktami. A fakty wskazują na to że Całun Turyński był zapewne rzeczywiście płótnem pogrzebowym ukrzyżowanego Chrystusa, czy się to komuś podoba czy nie.
„Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.”[200]
Sierpień 2013
Przypisy: